środa, 11 lipca 2018

Bilety Interrail. Czy warto? Cz. 1

Jak Czytelnikom wiadomo, w styczniu przez dwa tygodnie rozbijałem się pociągami po Europie. Skorzystałem przy tym z oferty biletu Interrail. Jak to ja, przeczytałem wcześniej wiele uczonych regulaminów i recenzji. Rozumiałem w efekcie bardzo niedużo i wiele rzeczy stało się jasne dopiero w trakcie podróży. By pomóc Czytelnikom w decyzji o zakupie (lub nie) takiego biletu pozwoliłem sobie spisać kilka spostrzeżeń na jego temat. Dostałem zresztą już na ten temat kilka pytań.


Czym jest Interrail? To nazwa europejskiego biletu kolejowego, umożliwiającego podróżowanie albo po jednym, albo po (prawie) wszystkich krajach naszego kontynentu. Jeden kraj wybieramy sobie dowolnie, według interesującego nas celu podróży. Możemy np. wybrać się na kolejową objazdówkę Niemiec (drożej) lub Włoch (taniej). Z kolei bilet Global Pass obowiązuje na Unię z przyległościami: nie da się z nim pojechać np. na Białoruś i Ukrainę, ale do Turcji już tak. Niedostępna jest też Albania, co jest kolejnym dowodem twierdzenia, że nie istnieje. Obok zasięgu bilety różnią się też czasem ważności. Można kupić bilet ważny w kilka wybranych, niekoniecznie ze sobą sąsiadujących dni albo ciągły, ważny np. przez kolejne 15 dni. Interrail jest ofertą dla obywateli i mieszkańców Unii, dla obywateli innych krajów adresowany jest bilet Eurail. Jest on znacznie droższy.

Więcej o bilecie na jego stronie internetowej.


Co do zasady, bilet opiera się na sympatycznym założeniu: kup raz i jeźdź czym chcesz. W praktyce jednak wiele pociągów wymaga wcześniejszego nabycia miejscówki. Ta zasada dotyczy większości ekspresów (np. z Lizbony do Coimbry), pociągów międzynarodowych (np. z Madrytu do Nîmes, ale już z Villach do Zagrzebia nie) czy nocnych (z Coimbry do Avili). Interrail bardzo zachęca do kupienia miejscówki za pośrednictwem swojej strony internetowej. Bilety przyjeżdżają wtedy kurierem, co wygodne, ale dość drogie. Przykładowo, miejscówkę na pośpieszny z Avili do Eskurialu kupiłem na dworcu za 4 euro, przez stronę Interrail miała kosztować 10. Miejscówki na pociągi wielkich prędkości mogą być znacznie droższe. Podróżny musi sam zdecydować, czy chce jeździć pociągami bez rezerwacji (wyszukiwarki umożliwiają zaznaczenie takiej opcji), czy dla spokoju kupić drogie miejscówki przez internet, czy ryzykować brak miejscówek w kasie. W styczniu tego problemu nie było, w lipcu - może wystąpić. Na pewno nie ryzykowałbym kupowania w ostatniej chwili miejscówki na pociąg sypialny. Warto obejrzeć poszczególne kraje, w niektórych nawet w pośpiesznych nie ma obowiązkowych miejscówek. Co może oznaczać miejsce na korytarzu, oczywiście.


Czas na spostrzeżenia.

Po pierwsze i najważniejsze, bilet Interrail nie jest cudownym sposobem na tanie podróżowanie. To konieczny kubeł zimnej wody na głowy tych, którzy - jak ja przed laty - wyobrażali sobie, że jest to niezbyt drogi (powiedzmy, kosztujący 500 zł) talon, dzięki któremu można szaleć każdym, najdroższym nawet pociągiem i zaoszczędzić tysiące. O miejscówkach już wspomniałem. Bilet jest dostosowany cenowo do warunków zachodnioeuropejskich, gdzie nawet zwykłe pociągi osobowe mogą być dla polskiej kieszeni drogie. Mój bilet, ważny ciągłe 15 dni kosztował 418 euro. Zakup poprzedziłem dokładnym planowaniem trasy i sprawdzeniem, czy to się opłaca. Takie obliczenie jest wbrew pozorom dość trudne: bilety kupowane w ostatniej chwili mogą być znacznie droższe niż te promocyjne, wyszukane z wyprzedzeniem. Przyjmując, że musiałbym kupować zawsze te droższe zaoszczędziłem około 180 euro. Gdybym jednak zawsze dał radę kupić najtańsze różnica wyniosłaby na moją korzyść zaledwie kilka euro. I to przy bardzo intensywnym jeżdżeniu - odbyłem w dwa tygodnie 38 podróży pociągiem. Osoba mniej zapalona kolejowo może być na tym bilecie nawet stratna.


Teraz jasne pozytywy.

Bilet jest bardzo wygodny. W przypadku pociągów osobowych czy regionalnych po prostu wskakuje się w ostatniej chwili do dowolnego wagonu, wypełnia odpowiednią rubryczkę na okładce biletu (to formalnie należy zrobić przed wskoczeniem) i już. Odpada kupowanie biletów, dogadywanie się w kasach, zastanawianie się, czy na pewno warto wydać te parę euro na przejażdżkę do Cascais. Po prostu się jedzie. Gdy już pogodzimy się z faktem, że nie pojeździmy sobie ot tak TGV, bilet Interrail staje się formą podróżniczego all-inclusive. Sądzę, że wrócę jeszcze z podobnym biletem do Włoch.


Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz