Moją drogę do Compiègne mogłem zacząć tylko tutaj. I tylko jednymi słowami:
— A to nam zabili Ferdynanda — rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.
— A to nam zabili Ferdynanda — rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.
Prócz tego zajęcia dotknięty był reumatyzmem i właśnie nacierał sobie kolana opodeldokiem.
— Którego Ferdynanda, pani Müllerowo? — zapytał Szwejk nie przestając masować kolan (...)
Ruszam! Do Francji strasznie daleko, ale nie ma się sensu przejmować. W końcu jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.
Refleksja nieco obok tematu wspaniałego spaceru, dotycząca zacytowanej działalności Szwejka. By może Hašek wybrał taką "profesję" Szwejkowi, żeby się czytelnik pod nosem uśmiechnął, ale - jakie to aktualne. Psy obserwowane w dużej liczbie na ulicach dziś- ich dziwne, pokraczne kształty. Może wtedy Szwejk działał w niszy. Dziś tacy "psi Szwejkowie" - fałszerze i deformatorzy ciała pierwotnego wilka - funkcjonują i tworzą silną, okrutną branżę, żerującą i na psach i na ludziach.
OdpowiedzUsuńMopsy, najlepszy (najgorszy?) przykład. Ja dziś jadąc i idąc przez świętokrzyskie z radością patrzyłem na człapiące sobie z radością, swobodnie oddychające, a zupełnie nie rasowe kundelki.
Usuń