niedziela, 22 lipca 2018

Kilometr 197, Waldmünchen

Przeprawa przez granicę powiodła się i jestem już w drodze przez bawarski Górny Palatynat. Ale skoro znalazłem pół wiaderka internetu, muszę jeszcze podzielić się wrażeniami z drogi na Čerchov. W zeszłym roku w połowie trasy do Wittenbergi wszedłem na Pradziada. Byłem, jak pewnie część z Czytelników pamięta, poruszony stopniem oszpecenia tego szczytu. O, jak mało wtedy jeszcze widziałem! 


Dawno, dawno temu, gdy wstępnie planowałem swoją trasę, chciałem wejść na parę znaczniejszych szczytów, m. in. w Lesie Bawarskim i Wogezach. Potem się pochorowałem, trasa się skróciła, ale góry przecież muszą być. Pomyślałem i wymyśliłem Čerchov. Ma ponad tysiąc metrów (dokładniej 1042), jest najwyższym szczytem Lasu Czeskiego, więc to jeden z czeskich szczytów koronnych. A jaki jest zbrzydzony! Stoi na nim nie jedna, a dwie wieże. Jedna widokowa, druga wojskowa. Wokół opuszczone baraki, koszary, garaże, bramy - wszystko dlatego, że położona tuż obok granica to była TA granica. Czyli Żelazna Kurtyna. Z pomocą zgromadzonego na szczycie sprzętu bohaterska Armia Ludowa mogła obserwować, podsłuchiwać i pewnie jeszcze złorzeczyć Bundeswehrze. Ale mamy, chwała Niebiosom, 2018 rok, Zimna Wojna się skończyła prawie trzydzieści lat temu, można by już ten syf ogarnąć. Na zdjęciu celowo nie próbuję pokazać jakiegoś ładnego wycinku (jak robi to ciocia Wikipedia), tak ten szczyt wygląda. 

O tym jak się Górny Palatynat wiąże z Białą Górą napiszę później.

Oprócz tego muszę się poskarżyć, że jestem w granicach Bawarii od prawie doby, a wciąż nie słyszałem jodłowania. To podobny cios jak brak kwitnącej lawendy w styczniowej Prowansji.

Also! Na zdar! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz