środa, 31 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 911, Sankt Martin im Mühlkreis

Kolejny dzień szedłem w dół. Odkąd w poniedziałek uciekłem przed burzą z wysokiego na ponad tysiąc trzysta metrów trójstyku czeskiej, niemieckiej i austriackiej granic, codziennie byłem coraz niżej i niżej, coraz bliżej doliny Dunaju.

wtorek, 30 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 857, drugi trójstyk

Wczoraj przyszedł czas na pożegnanie z Czechami. Niestety, żegnały mnie kiepską pogodą, więc o widokach z całkiem górskich szczytów na granicy z Niemcami i Austrią nie było mowy.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 847, Nové Údolí

Wczoraj pisałem o płaskości Szumawy. I rzeczywiście, kolejne odcinki pokonywane głównie czerwonym szlakiem, pełniącym funkcję szumawskiej "magistrali" potwierdzają to wrażenie. Choćby rejon Knížecí Pláně: to wielka, płaska przestrzeń pełna pasących się krów. Wokół niezbyt głębokie, podmokłe doliny, a wszystko to ponad tysiąc metrów nad poziomem morza. Pogodziłem się już z chwilowym brakiem gór i już z pewnego oddalenia doceniam urok tej krainy. 

niedziela, 28 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 811, źródła Wełtawy

Szumawa okazała się piękna, ale dość płaska. Rozumiem już, czemu nie mówi się "góry Szumawa", tylko po prostu Szumawa. Starodawność masywu sprawiła, że natura miała dużo czasu na złagodzenie jego form. To, co ostrzejsze i strome skupiło się wokół Arbera, na północy. 

sobota, 27 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 758, dworzec Bayerisch Eisenstein / Železná Ruda-Alžbětín

Jestem już głęboko na Szumawie, na zmianę łapiąc burze i internet do wiaderka. Zanim o górach, dwa słowa o jednym z najbardziej niesamowitych dworców Europy. Byłem tu kilka miesięcy temu i to między innymi ta wizyta zainspirowała mnie do obecnej wycieczki. 

piątek, 26 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 750, Großer Arber

Przez cały czwartek Arber to pojawiał się, to znikał w oddali. Za każdym pojawieniem się góra rosła i coraz jaśniej wyróżniała wśród innych. Paliło słońce, co nie pomagało w długim marszu, ale za to wskazywało cel: Bundeswehra nie pozostała Czechom dłużna i postawiła na samym szczycie Großer Arbera dwie wielkie kopuły radarów. Lśniły w słońcu, przypominając wciąż o Zimnej Wojnie. 

czwartek, 25 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 701, Čerchov

Wchodzenie po raz drugi na Čerchov ma w sobie coś z masochizmu. Pewnie są na świecie brzydsze góry, ale ja na razie ich nie znam. To jednak najwyższy szczyt Lasu Czeskiego i spinacz łączący moje dwie kolejne wycieczki. W Torgau spotkałem trasę do Wittenbergi, na Čerchovie tę z zeszłego roku.

środa, 24 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 680, Rybník

Wygląda na to, że w zeszłym roku sporo straciłem, oglądając z Czeskiego Lasu tylko Čerchov i okolice. Wieże i stare wojskowe instalacje są co prawda wszędzie, ale są też kolejne dni drogi przez naprawdę piękne i całkiem puste góry.

wtorek, 23 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 617, Mähring

Około południa w niedzielę wspiąłem się na Czarną Wieżę (ona jest po prostu czarna, nie ma w tej nazwie jakiejś złowrogiej tajemnicy) zamku w Chebie. Można stamtąd zobaczyć panoramę miasta i kolejnych masywów Czeskiego Lasu. Dodatkowo były jeszcze gęste chmury, a w kilku miejscach też strugi deszczu. Na szczęście, jakoś przemknąłem między nimi. 

poniedziałek, 22 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 587, Cheb

Od dawna chciałem odwiedzić Cheb. Myślałem, że dotrę tam pociągiem albo samochodem, a nie na piechotę, ale tak wyszło. Już z daleka miasto robi wielkie wrażenie swoimi wieżami i czerwonymi dachami, wypełniającymi dolinę Ohrzy.

niedziela, 21 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 561, Aš

Pierwszym czeskim miastem na mojej trasie był Aš. Tak samo jak na czeskim Śląsku dwa lata temu, wyraźnie czułem tu nastrój Ziem Odzyskanych. Niestety, poczułem też aurę Europy Wschodniej, o czym niżej. 

sobota, 20 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 548, pierwszy trójstyk

Byłem na zachodnim biegunie NRD, teraz jestem na zachodnich krańcach Czech. Przeszedłem granicę czeską w miejscu  kumulacji: to trójstyk granic Saksonii (dawne NRD), Bawarii (stara RFN) i Czech. Tutaj kończyła się wewnątrzniemiecka granica. Pisałem o tym rano, ale chciałem osobno zwrócić uwagę na pamiątkowe tablice. I wykorzystać żart z Wiedniem, oczywiście. 

Podniesiona kurtyna. Kilometr 547, pod Wiedniem

Jeszcze wczoraj wieczorem po bardzo sympatycznym marszu przez wzgórza Vogtlandu - tak nazywa się region na pograniczu Saksonii i Bawarii - dotarłem do wschodniego końca niemiecko-niemieckiej granicy. Po lewej Saksonia i dawna NRD, po prawej, za drzewami Bawaria i RFN. Do styku z Czechami kilkaset metrów, o nim następnym razem.

piątek, 19 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 532, Hof

Wczoraj rano ruszyłem z Kronach i zagłębiłem się w kolejne niewysokie góry. Znowu to Las, ale tym razem Frankoński. Tak samo jak Turyński jest niewysoki, ale chwilami naprawdę piękny. Nawet w deszczu, który wisi nad tym zakątkiem Niemiec. 

Podniesiona kurtyna. Kilometr 480, Kronach

Dobra, starczy na razie Wettynów. Teraz jestem i jeszcze przez chwilę będę w granicach królestwa bawarskich Wittelsbachów. I, choć to nadal Frankonia, krajobraz zmienił się na katolicki. Brzmi dziwnie, wiem, ale serio jest coś takiego jak "katolicki krajobraz". 

czwartek, 18 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 445, Coburg

Choć wszystkie gałęzie Wettynów zasłużyły na drużynową nagrodę w konkursie na zdobywanie koron, złoty medal może mieć tylko jedna gałązka:  ta z Coburga.

środa, 17 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 426, Eisfeld

Idę w ogólnym kierunku na Czechy i co chwila zmieniam stronę Żelaznej Kurtyny. Po pobycie we Frankonii turyńskiej postanowiłem teraz skierować się do tej w granicach Bawarii. To oznacza, że znowu odwiedziłem nadgraniczne okolice dawnej eNeRDe.

wtorek, 16 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 397, Themar

Za mną kilkadziesiąt kilometrów drogi przez turyńską Frankonię. To kolejny raz, kiedy wspominam o tej krainie, ale urok jej krajobrazu i języka każą mi o tym napisać jeszcze raz. 

poniedziałek, 15 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 366, Herpf

Ponad dwieście kilometrów temu pokazałem Czytelnikom wnętrze pięknego kościoła luterańskiego w Eberstedt. Zajrzyjmy do kolejnego kościoła w innej już części Turyngii, w Herpf.

niedziela, 14 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 325, Reinhards (na zachodnim biegunie Układu Warszawskiego)

Z Point Alpha ruszyłem wzdłuż dawnej granicy na południe, do ostatniego interesującego mnie w tej okolicy punktu. Chciałem stanąć w najbardziej na zachód wysuniętym punkcie dawnej NRD, czyli jednocześnie najdalej na zachód wysuniętym punkcie całego bloku wschodniego.

Podniesiona kurtyna. Kilometr 314, Point Alpha

Oczywiście, jakby wybuchła wojna atomowa, wszyscy byśmy mieli przegwizdane. Nie przypadkiem opowiadano sobie dowcip: co należy zrobić w przypadku ataku atomowego? Owinąć się w prześcieradło i nie wzbudzając paniki czołgać w kierunku najbliższego cmentarza. Były jednak na widowni tej potencjalnej nuklearnej zagłady miejsca lepsze i gorsze.

sobota, 13 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 299, Vacha (na Moście Jedności)

Po przejściu trzystu kilometrów przez Saksonię i Turyngię dotarłem do południowo-zachodniego kąta dawnej NRD. Planowałem zobaczyć dwa miejsca z tego kresu, po drodze dowiedziałem się o jeszcze jednym, o moście w Vacha. To koniec pierwszego odcinka mojej tegorocznej drogi, jestem już przy samej Żelaznej Kurtynie. 

piątek, 12 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 291, Kieselbach

Jaki piękny dzień! Uczciwie mówiąc, to dokładnie jedna trzecia dnia. Przez resztę padało i pada nadal. Nad Turyngię nadciagnęły burzowe chmury i chyba szybko stąd nie pójdą. Ale to nie jest na razie w stanie osłabić mojej radości z wejścia w góry. Niewysokie, ale góry. 

Podniesiona kurtyna. Kilometr 265, Wartburg

W drodze na zachodnie krańce dawnej NRD dopisuję punkty do mojej wittenberskiej wycieczki. Oto kolejny: zamek w Wartburgu. Trudno, tu musi się pojawić strofa z Kaczmarskiego. 

czwartek, 11 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 241, Neufrankenroda (z widokiem na Las Turyński)

Droga z Erfurtu na Eisenach (wiadomo, zaraz będzie Kaczmarski) wprowadziła mnie kolejny raz na szlak św. Jakuba. Oczywiście, jeden z wielu, bo przecież cała Europa jest pokryta odnogami przeżywającej swoją drugą młodość Camino. Muszę teraz napatrzeć się teraz do woli na muszle, bo wkrótce zrobię wielki zwrot. 

środa, 10 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 206, Erfurt

Mijam sławne miasto za sławnym miastem. Nic dziwnego, w końcu to geograficzne i kulturalne serce Niemiec. Jednak aż dziwnie jest jednego dnia przemieszczać się na nogach pomiędzy takimi historycznymi nazwami. Rano Weimar, wieczorem Erfurt.

wtorek, 9 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 179, Weimar

Do tej pory miałem zwyczaj w każdej nowej krainie przynajmniej zerkać na listę władców, spróbować skojarzyć granice i herby. Ale teraz jestem w Turyngii, gdzie gra w genealogię została ustawiona na poziomie trudności "absurdalny".

Podniesiona kurtyna. Kilometr 151, Eberstedt

Znad Soławy skręciłem nad Ilm i w tej samej chwili opuściłem już historyczną Saksonię. Tu, w Turyngii nie będzie już pamiątek po unii z Polską, robi się za to coraz bardziej górsko. No, wzgórzyście. Ale zawsze to mniej płasko. 

poniedziałek, 8 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 127, Naumburg

Z Weißenfels poszedłem mniej-więcej wzdłuż Soławy (Saale). Rzeka, jej kręcąca się wśród skał dolina, zamki i winnice są szczególnie chronione krajobrazowo. Zmysł turbopatriotyzmu każe przypomnieć, że w Soławie miał Chrobry wbijać kiedyś słupy graniczne. Swoją drogą, jeżeli naprawdę je wbijał, i do tego robił to tak intensywnie, jak chcieli panowie malarze Zamoyski i Cybis (link) to nic dziwnego, że w samej Polsce tak niewiele po nim zostało na powierzchni ziemi. No, ale priorytety. 

niedziela, 7 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 113, Weißenfels (z widokiem na jeszcze jedno pole bitwy)

Wieczorem w bardzo długim marszu dotarłem nad Auensee, skąd już tylko rzut beretem nad rzekę Soławę (Saale). Po drodze odwiedziłem jeszcze grób Nietzschego w Röcken. Filozofia nigdy mnie szczególnie nie interesowała, ale to w końcu sławna postać, do tego powstały wokół niej zacne memy.

Podniesiona kurtyna. Kilometr 92, Lützen

Miałem trzy wyborne możliwości dalszej trasy z Lipska. Mogłem pójść wzdłuż szerokiej doliny splątanych Luppy i Elstery aż do romańskiego Merseburga. Mogłem pójść środkiem, przez równie historyczne Altranstädt. Ale wolałem pójść nieco bardziej na południe, znowu wzdłuż wątku zeszłorocznej wycieczki. Tak dotarłem na pole bitwy pod Lützen. Było przy tym trochę przedzierania się przez krzaki, bo jedna droga jakoś zniknęła. 

sobota, 6 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 70, Lipsk (nad tzw. nurtami Elstery)

A skoro już poruszyłem wieczorem temat patriotycznych wzruszeń, jeszcze jeden pomnik. Wiadomo, który. Jak każdy Polak wie, w czasie ostatnich godzin Bitwy Narodów zginął w nurtach Elstery książę Józef Poniatowski.

Podniesiona kurtyna. Kilometr 68, Lipsk (pod Nowym Ratuszem)

Pewna Pobożna Telewizja ma program pod tytułem "Rozmowy niedokończone". Gdybym miał nieco większą skłonność do pretensjonalności, ten blog mógłby się nazywać "Spacery niedokończone". Pod pretekstem tegorocznej rocznicy mogę kontynuować wycieczkę sprzed dwóch lat. I też jest rocznica.

piątek, 5 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 63, Lipsk (pomnik Bitwy Narodów)

Okolice Lipska to na mapach historycznych jedno wielkie pobojowisko. W sumie można to powiedzieć o całej Europie Środkowej, ale jednak w Saksonii jakoś szczególnie promieniowały wojenne czakramy. Czy co tam robią czakramy. Tętnią? Inspirują? 

Podniesiona kurtyna. Kilometr 37, Eilenburg

W pierwszym wpisie tej wycieczki wspomniałem o rzece Muldzie. Rano miałem okazję ją zobaczyć wchodząc do Eilenburga. Piękna, częściowo dzika rzeka płynie malowniczą doliną na północ, ku Łabie. Ciekawe, dlaczego wśród tylu rzek skanalizowanych i dziś z wysiłkiem przywracanych do bliższego naturze stanu Muldę pozostawiono bez zmian?

czwartek, 4 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 27, Paschwitz

Tematem przewodnim drogi z Torgau do Eilenburga okazały się wiatraki. I to nie takie robiące prąd, bo te przecież w Niemczech widać wszędzie, ale takie stare, do mielenia. Widziałem ich trzy. No, dwa i pół. Ale za to każdy różny.

Podniesiona kurtyna. Kilometr 3, Torgau (nad Wielkim Stawem)

Wieczorem zdążyłem jeszcze przejść się po mieście i rozbić namiot na tutejszym kempingu. Nie byłem w Torgau dwa lata, teraz wiążę tu węzełek nowej trasy na sznurku tej dawnej (proszę docenić stylizację na Stasiuka). Miłe wspomnienia się potwierdzają. Na swoim miejscu jest renesansowy zamek z arcyluterańską kaplicą i obłędną, spiralną klatką schodową, na swoim miejscu są niedźwiedzie w fosie. Nic nie zmieniło się w farnym kościele, w którym spoczywa żona dr. Lutra, Katarzyna von Bora. 

środa, 3 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 0, Torgau (na wschodnim brzegu Łaby)

Przed dwiema godzinami wysiadłem z pociągu na dworcu w Torgau i po krótkim spacerze jestem w punkcie mojego tegorocznego startu. Na wschodnim brzegu Łaby, z pięknym widokiem na zamek Hartenfels i panoramę miasta. Czemu tu i o co chodzi z flagami na zdjęciu?

wtorek, 2 lipca 2019

Podniesiona kurtyna

Czytelnicy tego bloga wiedzą już na pewno, że lubię chodzić. Oczywiście, wielokrotnie zdarzało się, że miałem serdecznie dość. Upały, zbyt duże odległości, mokre buty i inne przyjemności są jednak zawsze wynagradzane przez piękne widoki, fascynujące miejsca i poszerzającą się wiedzę o świecie. Tę ostatnią oceniam u siebie nadal bardzo krytycznie. Po ostatnich wpisach zadano mi pytanie, czy wybieram się do Santiago. No, jednak nie, trochę tam zbyt tłoczno.