Wczoraj wreszcie udało mi się cały dzień iść szlakami turystycznymi, z dala od szumu autostrady na Pilzno i w ogóle ruchu samochodów. Były zamki, pałac, lasy i wzgórza. Te ostatnie okazały się być całkiem górskie.
Oczywiście, mam na myśli raczej skalę świętokrzyską: kilka razy przekraczałem wysokość pięciuset metrów nad poziomem morza. Ale chodzi też o krajobrazowy kontrast. Z malowniczych pagórkowatych pól, znanych mi choćby z zeszłorocznego Ponidzia wchodziłem nagle w wysoki, świerkowy las, jakby już na stokach Babiej. Wśród tego zamki (na zdjęciu Točnik), miasteczka i wsie. Niektóre na starodawnym planie owalnicy. Ze stawem na nawsiu, czyli środkowym placu.
A do tego arcywygodny kemping: szlak przez niego zwyczajnie przechodził. "Ten pan przyszedł do mnie z tym plecakiem i w z nim wychodzi". Mieli też utopieńce, najwyborniejszy wynalazek kulinarny tej części Słowiańszczyzny.
Dzisiaj mam nadzieję dotrzeć do Pilzna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz