W zasadzie planowałem napisać dopiero z Pilzna, ale ostatnie kilkanaście kilometrów zasługuje na osobną notkę. Dłuższą chwilę spędziłem w Oseku z jego ciekawymi pamiątkami po żydowskich mieszkańcach (synagoga przy samym zamku, cmentarz u stóp letniego pawilonu). Przeszedłem przez kolejny, jeszcze wspanialszy las, częściowo dębowy. Ale przekroczyłem też pewną niewidoczną w terenie granicę, nazywaną czasem linią spotkania.
Kto rozpozna postać na pomniku sprzed szkoły w Dýšinie może już się domyślić, kto się z kim w tej okolicy w 1945 spotkał. Człowiek na cokole to George Patton, dowódca amerykańskiej Trzeciej Armii i patron szkoły w Dýšinie. Amerykanie w ostatnich dniach wojny poszli dużo dalej, niż powinni według umów z Jałty. W Czechach, ku zgryzocie Stalina wyzwolili obszary sięgające aż za Pilzno. Tu spotkali się z Armią Czerwoną, zwycięską w ofensywie praskiej. Żołnierze U. S. Army zostali tu aż do końca 1945, po czym wycofali się - to już ku zgryzocie Czechów. Sam Patton zmarł 21 grudnia 1945 roku z powodu ran odniesionych w wypadku samochodowym. Choć pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych dowódców tej wojny, Czesi z okolic Pilzna zachowali go w życzliwej pamięci.
W Dýšinie są też piękne bramy gospodarstw i wyborna smażona kiełbasa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz