piątek, 12 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 265, Wartburg

W drodze na zachodnie krańce dawnej NRD dopisuję punkty do mojej wittenberskiej wycieczki. Oto kolejny: zamek w Wartburgu. Trudno, tu musi się pojawić strofa z Kaczmarskiego. 


W zamku Wartburg, na stromym urwisku
(Te niemieckie przepaście i szczyty)
Wbrew mej woli, a gwoli ucisku
Wyniesiony pod boskie błękity
Pismo święte z wszechwładnej łaciny
Na swój własny język przekładam:
Ożywają po wiekach
Dawne cuda i czyny,
Matką Ewa znów, Ojcem znów – Adam.

Przez prawie rok (dokładnie 10 miesięcy w 1521 i 1522 roku) ukrywał się tutaj przed papiesko-cesarskim gniewem Marcin Luter. Czas spędzał zgodnie ze swoimi przekonaniami i talentami, tłumacząc Pismo Święte na język niemiecki. Rzecz się działa w izbie widocznej na powyższym zdjęciu. Wyposażenie nie jest oryginalne, za to ściany są szczelnie pokryte podpisami dawnych turystów. Nie są może aż tak widowiskowe, jak autograf Piotra Wielkiego w Wittenberdze, ale jest ich cała masa. 

Wartburg ma niesamowitą historię. Żyła tutaj przez większość swojego krótkiego życia św. Elżbieta Węgierska (ciotka św. Kingi, tak na marginesie). O zaszczyt bycia miejscem jej urodzenia spierają się różne miasta, między innymi malownicze Sárospatak. Byłem tam przed kilkoma laty w czasie pierwszej wycieczki kolejowej. W Wartburgu odbył się też słynny pojedynek minstreli, znany choćby z "Tannhäusera" Wagnera.

No, a skoro o romantyzmie mowa. XIX wiek odkrył zamek i postanowił je przystroić według swojego gustu i swoich upodobań. To prawda, że jest tutaj w znacznej części oryginalny pałac romański (poniżej), ale już jego wystrój... No, może to dobrze, że Mickiewicz nie miał okazji dekorować Wawelu. Niesamowita historia to jedno, niesamowite wnętrza to, jak widać, drugie.


Romantyzm sprawił te,  że zamek stał się jednym z symboli niemieckiego ruchu narodowego, odbywały się tutaj wielkie demonstracje. W czasie tej najsłynniejszej, w 1817 roku, zebrało się tu kilkuset studentów z różnych krajów znowu podzielonych Niemiec. To był pierwszy taki zjazd, jeden z kamieni mailowych na drodze do zjednoczenia Niemiec. Tak jak Luter spalił papieską bullę, tak uczestnicy demonstracji spalili znienawidzone pisma i symbole równie znienawidzonych reżimów, na przykład pruski gorset od ułańskiego munduru i heski żołnierski warkocz (serio), to jest harcap. Szczęśliwie, dziś palenie książek oceniamy już dużo krytyczniej. Czego najwyraźniej kilka miesięcy temu nie zrozumiał pewien prostego ducha proboszcz. 

Na marginesie podkreślam fakt, że pruscy żołnierze w trosce o zgrabną figurę nosili sznurowane ciasno kurtki-gorsety. Na pewno powodowało to prawdziwy popłoch wśród przeciwników.

I wreszcie wchodzę w góry! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz