wtorek, 23 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 617, Mähring

Około południa w niedzielę wspiąłem się na Czarną Wieżę (ona jest po prostu czarna, nie ma w tej nazwie jakiejś złowrogiej tajemnicy) zamku w Chebie. Można stamtąd zobaczyć panoramę miasta i kolejnych masywów Czeskiego Lasu. Dodatkowo były jeszcze gęste chmury, a w kilku miejscach też strugi deszczu. Na szczęście, jakoś przemknąłem między nimi. 


Idę teraz cały czas na południowy wschód, czasem po czeskiej, czasem po niemieckiej stronie. Strona czeska jest miejscami prawie bezludna. Niemieckich mieszkańców wysiedlono, a bliskość granicy kazała komunistycznej władzy trzymać własnych obywateli z dala od zachodniej pokusy. Gdyby nie nazwy na mapie, trzeba by dużo spostrzegawczości, by zauważyć ślady miejscowości. Z Mýtiny (Altalbenreuth) zostało kilka domów, ale miała przed wojną osiemset mieszkańców. Z Oldřichova nie zostało nic, poza dziwnie poprowadzoną drogą i chyba śladami zarastających stawów. W Slatinie stoi pomnik poległych i model szkoły, kiedyś najważniejszego budynku we wsi (poniżej).


Oczywiście, byłem też na szczycie. Pierwsza ma mojej czeskiej trasie ważna góra to Dyleň. Ma 940 metrów i leży tuż obok bawarskiej granicy. Czechosłowacka armia tylko na to czekała: na szczycie stanęła wieża do podsłuchiwania niemieckich transmisji (co widać na pierwszym zdjęciu). W końcu tradycja to tradycja. W oddali co szczyt, to wieża. Ciekawe, czy coś się zmieniło na Čerchovie? 

Tradycyjne były też słupy graniczne z pomalowanymi lwami i datą 1774, które mijałem w drodze do Mähring. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz