piątek, 5 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 37, Eilenburg

W pierwszym wpisie tej wycieczki wspomniałem o rzece Muldzie. Rano miałem okazję ją zobaczyć wchodząc do Eilenburga. Piękna, częściowo dzika rzeka płynie malowniczą doliną na północ, ku Łabie. Ciekawe, dlaczego wśród tylu rzek skanalizowanych i dziś z wysiłkiem przywracanych do bliższego naturze stanu Muldę pozostawiono bez zmian?


Samo miasto nie jest zbyt urodziwe. To akurat kwestia amerykańskiego braku poczucia humoru na polu bitwy.  W połowie kwietnia 1945 roku miasto ogłoszono twierdzą. Oczywiście, Amerykanie nie widzieli żadnego powodu, by ginąć zbyt licznie w walce parę dni przed końcem wojny. Zrzucili więc na domy nawałę artyleryjskiego ognia, niszcząc je prawie zupełnie. Odbudowano je niby schludnie, ale ponura pogoda jakoś nie dodaje mu uroku. 

Jest tu jednak kilka ciekawych pamiątek. Jest ratusz, w którym potwierdzono w 1646 roku wcześniejszy rozejm z Kötzschenbroda (dwa lata temu byłem w kościele, w którym go podpisano, była o tym mowa w tej galerii). Jest sasko-polska pamiątka, czyli kolejny piękny słup pocztowy leżący u stóp tego, co zostało z eilenburskiego zamku. Jest wreszcie gościniec Pod Czerwonym Jeleniem (Zum Roten Hirsch), a w nim muzeum. Wisi tam obraz przedstawiający czasową gościnę tutaj króla Szwecji Gustawa Adolfa. Czy królowi się podobało, to ciężko stwierdzić, bo już nie żył. Ciało wojowniczego nieboszczyka wieziono z pobojowiska pod Lützen do Szwecji. 

Ciekawe, co na to książęco-elektorski sanepid? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz