piątek, 19 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 480, Kronach

Dobra, starczy na razie Wettynów. Teraz jestem i jeszcze przez chwilę będę w granicach królestwa bawarskich Wittelsbachów. I, choć to nadal Frankonia, krajobraz zmienił się na katolicki. Brzmi dziwnie, wiem, ale serio jest coś takiego jak "katolicki krajobraz". 


Wcześniej wspomniany Coburg to niby Bawaria, ale taka bardzo udawana. Raz, że Frankonia. Dwa, że nie załapali się na Wittelsbachów, starodawnych władców tego kraju: do Bawarii przyłączyli się plebiscytem, już za republiki (każdy by tak chciał). A w Kronach jest już bardziej bawarsko: byli tu przez sto lat Wittelsbachowie i są rzymscy katolicy, jak na arcykatolicki land przystało. Podobne jest to, że i w Coburgu, i w Kronach są potężne twierdze. Co widać na zdjęciu. 

Jak katolicyzm widać w krajobrazie? Okazuje się, że jest mnóstwo rzeczy, które w Polsce są zupełnie naturalne, a których w protestanckiej Turyngii czy Saksonii nie ma. Na przykład: w Kronach jest barokowy klasztor, dawniej bernardynów (tj. franciszkanów obserwantów), obecnie oblatów. Reformacja klasztory zniosła, nie ma ich prawie w krajobrazie krajów protestanckich. Na zabytkowych domach są figury maryjne, na ulicy fontanna ze świętym. Protestanci Marię czy ważne postacie chrześcijaństwa szanują, ale ich kultu nie ma. W farze są boczne ołtarze, konfesjonały i czerwona lampka. Wreszcie, przy moście, pierwszy od setek kilometrów nepomuk. Ciekawe, ale naprawdę istnieje coś takiego, jak katolicki krajobraz.


A jeżeli nazwa miasta się Wam kojarzy z jakimś nazwiskiem, to słusznie. Tutaj urodził się znakomity Lucas Cranach starszy, malarz wczesnego renesansu.

Z Kronach poszedłem dalej na wschód, przez Las Frankoński. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz