niedziela, 7 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 113, Weißenfels (z widokiem na jeszcze jedno pole bitwy)

Wieczorem w bardzo długim marszu dotarłem nad Auensee, skąd już tylko rzut beretem nad rzekę Soławę (Saale). Po drodze odwiedziłem jeszcze grób Nietzschego w Röcken. Filozofia nigdy mnie szczególnie nie interesowała, ale to w końcu sławna postać, do tego powstały wokół niej zacne memy.


Tymczasem przeszedłem przez Weißenfels. To nadal historyczna Saksonia (choć land Saksonia-Anhalt), w XVII i XVIII wieku stolica osobnego saskiego księstwa. Zdążyło jeszcze wrócić pod władzę książąt-elektorów, a ci (konkretnie August III) zdążyli jeszcze postawić na bramie jednej ze swych rezydencji widoczną na zdjęciu rzeźbę z polsko-litewskim herbem. Na ogromnym, górującym nad miastem pałacem już takich jednak nie ma.

Muszę wspomnieć o jeszcze jednej historycznej bitwie. Z dwóch powodów: raz, że dopiero dzięki tej wycieczce wiem, gdzie to było (i że też w nieszczęsnych okolicach Lipska), a dwa, że pisałem kiedyś o bitwie pod Lutynią. A Rossbach to jakby para do Lutyni. 

Fryderyk Wielki nie jest bohaterem mojej bajki. Krwawy chaos wojny siedmioletniej to głównie jego dzieło, a w sumie Prusy miały w tym konflikcie więcej szczęścia niż rozumu. Ale dowódczych zdolności nie można królowi odmówić. Wykazał się nimi w dwóch bitwach stoczonych w odległości prawie 400 kilometrów i zaledwie 30 dni. Patrzę co chwila z wysokiego brzegu Soławy (Saale) na wzniesienia wokół Rossbach, gdzie 5 listopada 1757 roku Fryderyk rozbił dwukrotnie liczniejszą armię francusko-cesarską. Miesiąc później był już pod Wrocławiem i bił Austriaków. No, niby ja idę jeszcze szybciej, ale nie dźwigam muszkietu i nie ciągnę za sobą armat. 

* * *

Skoro o bitwach mowa. Dziś w Europie panuje pokój, ale wojny i spowodowane przez nie dramaty to codzienność milionów ludzi. Zachęcam do odwiedzenia strony Polskiej Akcji Humanitarnej i wsparcia jednego z jej programów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz