czwartek, 18 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 445, Coburg

Choć wszystkie gałęzie Wettynów zasłużyły na drużynową nagrodę w konkursie na zdobywanie koron, złoty medal może mieć tylko jedna gałązka:  ta z Coburga.


Na rynku tego dostojnego frankońskiego miasta stoi pomnik księcia Alberta. Wyciągnięto go z niemieckiego worka z książętami i wysłano do Anglii, by wniósł do rodziny hanowerskiej świeżą krew. Nie był pierwszy: jego wuj był już królem Belgów, a ciotka pierwszą żoną wielkiego księcia Konstantego (tego z Belwederu). Królewska transfuzja zadziałała: Albert, jako książę-małżonek królowej Wiktorii jest ojcem Edwarda VII, dziadkiem Jerzego V, pradziadkiem Jerzego VI, prapradziadkiem Elżbiety II, praprapradziadkiem Tego Księcia Który Wciąż Czeka Na Koronę I Się Chyba Nie Doczeka, wreszcie prapraprapradziadkiem książąt Wilhelma i Henryka. Dla niepoznaki brytyjską rodzinę królewską nazywa się od pierwszej wojny światowej rodziną Windsorów, bo Saxe-Coburg-Gotha jakoś gryzło. 

Potężna twierdza górująca nad miastem jest siedzibą ogromnego muzeum. Są tu pamiątki po całej rodzinie. Także - bo ja wcale nie skończyłem wymieniać - po jej bułgarskiej gałęzi. Oto kolejna korona: książęca, a potem carska Bułgarii. To właśnie z tej rodziny pochodzi wciąż żyjący Symeon, ostatni car Bułgarii i nawet przez chwilę jej demokratycznie wybrany premier. W dowodzie ma wpisane: Symeon Saksekoburggotski.


Nieźle, jak na jedno niemieckie miasto.

A skoro mowa o twierdzy. To kolejny po Wartburgu zamek Lutra. Reformator mieszkał tu w czasie sejmu Rzeszy w Augsburgu. Miał nad sobą list gończy, a stos jakoś go nie bawił, został więc pod opieką saską i stąd słał do Augsburga liczne listy. Podobno bardzo dobrze go karmili.

Swoją drogą, gdyby ktoś z tej mojej trasy chciał się uczyć historii Niemiec, to mu wyjdzie, że wszędzie rządzili sascy Wettynowie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz