Dziś około południa dotarłem do celu. Jak wspominałem, dokończę jeszcze notatki z drogi, ale już teraz dziękuję za śledzenie relacji oraz wszystkie wiadomości i pytania!
Tak samo jak rok i dwa lata temu, robiłem ostatnie rzeczy: ostatni biwak, ostatnie gotowanie (butla kończyła się od dwóch tygodni i jakoś skończyć nie mogła), ostatnie pięćdziesiąt i ostatnie piętnaście kilometrów. Oraz, oczywiście, ostatni zamek.
Güssing było świetnie widać z mojego wieczornego marszu w poniedziałek: jasno oświetlony zamek wznosi się na wysokiej skale. Choć dokoła nie jest tak płasko, jak się spodziewałem, to jednak twierdza wyraźnie góruje i nad doliną Stremu (ponad sto metrów), i najbliższymi pagórkami. Podobno to najstarszy zamek Burgenlandu. Miejsce na pewno wybrano świetnie, by bronić się i pokazywać kto tu rządzi.
Wlazłem na górę, tradycyjnie zasapawszy się. Wrażenia mam mieszane. Trochę to ruina, trochę cała rezydencja, taki dziwny pół-stan. Na pewno wspaniałe są widoki z góry. Jeszcze raz udało mi się zobaczyć te ostatnie, niezbyt drapieżne szczyty Przedalp. Piękna jest też zamkowa kaplica.
Z resztą wnętrz jest trochę gorzej. Opisy na każdym kroku podkreślają, że najcenniejsze zabytki zrabowali Węgrzy, i wciąż ich nie odzyskano. Niestety, przez to puste sale wypełniono mieszaniną zabytków (portretów czy broni) i muzealnego barachła, choćby kiepskiej jakości reprodukcjami albo wystawą częściowo erotycznych zdjęć. No, kto był w najbardziej przereklamowanym polskim zamku, w Książu, ten wie mniej więcej, o co chodzi.
Z resztą wnętrz jest trochę gorzej. Opisy na każdym kroku podkreślają, że najcenniejsze zabytki zrabowali Węgrzy, i wciąż ich nie odzyskano. Niestety, przez to puste sale wypełniono mieszaniną zabytków (portretów czy broni) i muzealnego barachła, choćby kiepskiej jakości reprodukcjami albo wystawą częściowo erotycznych zdjęć. No, kto był w najbardziej przereklamowanym polskim zamku, w Książu, ten wie mniej więcej, o co chodzi.
Właścicielami zamku była i jest rodzina Batthyány, jeden z wielkich rodów węgierskiej arystokracji. To ich pamiątki rodzinne wypełniają kilka sal na piętrach zamku. Jest tam oczywiście dużo wąsów. Zawsze mnie zachwyca, jak bardzo polskie portrety szlacheckie podobne są do tych węgierskich. No, ale przecież wiadomo, że arcywzorem polskości jest uważający się za "Sarmatę" - nie mógł być tym samym narodem, co chłop, fuj - dzierżący turecką szablę i ubrany w węgierski strój szlachcic. Oida.
Z innych dziedzin życia. Miasto Güssing rozwiązało szereg swoich problemów stawiając wyłącznie na czystą energię. To chyba pierwsza gmina w Unii, której się to udało. Po latach bezrobocia miasto jest porządne, zamożne i przyciąga inwestorów. Ale przecież węgiel, prawda? A te suche rzeki kolejny rok z rzędu to spisek ekologów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz