Za Semmering rozciągają się już Przedalpy. Wysokości są coraz mniejsze, rzeźba coraz mniej dramatyczna. Ale te widoki! Ze szczytów poza kolejnymi skalistymi pasmami widać już w oddali bezkresną Kotlinę Panońską, której płaska powierzchnia kontrastuje z alpejskim krajobrazem.
Ostatnim szczytem Alp na mojej trasie był Hochwechsel. Ma 1743 metry i już choćby dlatego przypomina Babią Górę. Tworzy jednak dużo większy, wręcz olbrzymi masyw, sięgający swoimi grzbietami dalekich dolin. Co ciekawe, niemal na szczycie pasą się krowy.
Na szczycie leży schronisko Wetterkoglerhaus, dostępne nawet dla samochodów. My (że zdradzę przy okazji fakt posiadania na części alpejskiego odcinka towarzystwa) oczywiście dotarliśmy tu na piechotę, przez długi, pokryty lasami i halami grzbiet. Pozwolę sobie wspomnieć w dwóch osobnych wpisach wschód słońca i stojącą na szczycie kaplicę.
Słońce wschodzi - uwaga, odkrycie - na wschodzie, nie oświetlało więc szczytów Alp. Te było doskonale widać wieczorem. Poranny widok był wspaniały i bardzo ciekawy z innych powodów. Była świetna widoczność, można więc było dostrzec i nieodległy Wiedeń, i pasmo Gór Litawskich, i Wzgórza Hainburskie, i wznoszące się za Dunajem Małe Karpaty. Pięknie lśniła też powierzchnia jeziora Nezyderskiego. Ten wschód słońca to trochę uzupełnienie wschodu widzianego kilka lat temu z Bratysławy i wycieczki na Sonnenberg, najwyższy szczyt Gór Litawskich.
I jak zawsze, ciekawe były też kształty wydobyte na chwilę z ciemności ostrym światłem wschodu. Tarcza słońca oświetliła na chwilę coś jeszcze, ale bez dokładnego obejrzenia zdjęć nie mogę stwierdzić, czy była to chmura, czy bardzo odległy szczyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz