niedziela, 4 sierpnia 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 989, Seitenstetten

W chwili przejścia przez Dunaj zbliżyłem się najbliżej od dawna do poziomu morza. Rzeka toczy tam swoje wody na wysokości ok. 245 metrów, płynąc niezbyt szeroką, ale za to zupełnie płaską doliną. Od tego czasu wspiąłem się już na wzgórza i, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, będę się wspinać dalej.


To już podnóża Alp. Z zamku w Linzu dało się zobaczyć ich zarysy, w piątek już górowały nade mną wyraźnie, choć otoczone burzowymi chmurami. Kieruję się teraz na Mariazell, przez podgórza Alp Ybbstalerskich.

Mało ta górska perspektywa pasuje do nazwy regionu. Odkąd przekroczyłem rzekę Enns (zresztą w mało przyjemny sposób, bo po zaporze z ruchem wahadłowym samochodów) jestem nie w Górnej, a w Dolnej Austrii. Ale Dolna nie znaczy tu "nizinna". Tyle, że jest w dole Dunaju. No, i jest.

To z powrotem dawna radziecka strefa okupacyjna. Oczywiście, nie ma mowy o takich różnicach, jak między NRD a RFN. Raz, że za krótko (do 1955 zamiast 1989 roku), a dwa, że - ciekawostka - radziecką strefę w Austrii też objęto planem Marshalla. Tym, który już Polskę niestety ominął.

I oczywiście kolejny klasztor, w tytułowym Seitenstetten. Olbrzymi, benedyktyński, barokowy. To z jego klatki schodowej pochodzi ilustracja tego tekstu. To "Triumf świętego Benedykta" pędzla Bartłomieja (Bartolomeo) Altomonte. Który, rzecz ciekawa, urodził się w Warszawie, gdzie jego ojciec przybył na dwór Sobieskich. Sam jednak wolał szukać pracy w austriackich fundacjach - i chyba trudno się dziwić. Spoczywa w Sankt Florian [w którym byłem wczoraj]. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz