poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 1224, Luckerbauerriegel

Krok po kroku schodziliśmy z Hochwechsela. Cały czas jednym długim na kilkanaście kilometrów grzbietem: najpierw pokrytym halami i skałami, potem lasem i mrowiskami, wreszcie polami i znowu czworobokami gospodarstw. Gdzieś przed Aspang przekroczyłem 1202 kilometr, i bęc, to już jest moja najdłuższa piesza wycieczka. 


Aspang i dolina Pestingbachu to z tej strony granica Alp. Pewnie, będą jeszcze mniejsze i większe górki, na które będę się z rozkoszą wspinać, ale mogę uznać, że tam skończył się alpejski odcinek mojej tegorocznej drogi. Czas na małe pogórskie interludium, a potem niziny.

Okazja do nieodmówienia sobie wejścia na coś jeszcze pojawiła się szybko. Usłyszałem wcześniej, że z Luckerbauerriegela jest piękny widok, i warto tam wleźć. Więc wlazłem, zasapawszy się nieco, bo podejście na jego 789 metrów okazało się całkiem strome. Że tak bywa wie każdy, kto chodził po beskidzkich pogórzach.

Pisałem już, że widok płaskości panońskiej w oddali robi na mnie wrażenie, ale nie bardzo to pokazałem, przyznaję. Nie umiem zawsze złapać obiektywem tego, co widzi oko. Więc nadrabiam: oto Ostatnia Góra i widok. Na północ góry, na południe góry, na wschodzie, już nieopodal - płasko. Szkod, że nie ma już na tym zdjęciu ośnieżonych szczytów, ale to by było za dobre. Widokttej płaskości w oddali to dziwne uczucie, przyznaję, bo to i pierwsza równina od wielu tygodni, i zapowiedź bliskiego końca drogi.

Z Ostatniej Góry zszedłem do dłuuugiej doliny Willersbach, która była moją bramą do Panonii. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz