czwartek, 9 sierpnia 2018

Kilometr 767, Puttelange-aux-Lacs

Moja trasa biegnie teraz wzdłuż Linii Maginota. Choć stała się ona głównie przedmiotem mitów połączonych z kpinami, nie mogę nie myśleć z szacunkiem o tej nieudanej próbie uniknięcia powtórki z rzezi Wielkiej Wojny. 


Widoczny na zdjęciu schron to jeden z bloków grupy warownej Rohrbach. Grupa warowna - to następca fortów, cytadel i zamków, efekt analiz i porównań francuskich wojskowych. Wznoszone w latach trzydziestych grupy miały stworzyć łańcuch wzajemnie się wspierających twierdz, zamykających Niemcom dostęp do Francji. Każda grupa składała się z połączonych tunelami i też się wspierających bloków. Taki blok to żelazobetonowy schron wyposażony w ukryte za strzelnicami, kopułami i ruchomymi wieżami karabiny maszynowe, moździerze, czasem działa. Załoga mogła spokojnie odpoczywać lub leczyć rany w podziemnych koszarach. Największe z grup miały około tysiąca żołnierzy załogi; mieli oni walczyć przez wiele miesięcy. Grupy wznoszono na wzgórzach i grzbietach, widoki są więc wspaniałe. Głównie na północ, ku niemieckiej Nadrenii.

Oczywiście, oszczędności sprawiły, że wiele grup warownych ograniczono, wiele nie miało artylerii. Grupa Rohrbach - ta na zdjęciu, mijana rano - należała właśnie do małych grup warownych. Miała tylko trzy bloki, bez dział. W planach była chroniona ogniem sąsiednich, ciężkich grup. Do tego między grupami wzniesiono mnóstwo mniejszych i większych, uzupełniających schronów. Wczoraj i dziś mijałem ich dziesiątki. Nie da się ukryć, że Linia Maginota była potężną, dobrze przemyślaną linią umocnień.  Dziś jest też fascynującym zabytkiem techniki. Zbudowanym z myślą, by uniknąć niepotrzebnych strat. A że ostatecznie nie ochroniła Francji? To już inny temat.

Pewnie jeszcze do niego wrócę.

Przeszedłem dziś przecinającą Linię rzekę Saarę, jadłem zupę rybną i kupowałem pieczywo w automacie do kupowania bagietek. Ach, Francja! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz