niedziela, 5 sierpnia 2018

Kilometr 607, Karlsruhe

Pięknie prezentujący się pałac margrabiów i wielkich książąt Badenii w Karlsruhe mieści regionalne muzeum. Jego kolekcja obejmuje między innymi ciekawe zabytki starożytne i średniowieczne. Kto jednak wybierze się do środka licząc na historyczne wnętrza, będzie srodze zawiedziony. 


Pałac legł w gruzach wraz ze znaczną częścią miasta w alianckich nalotach. Odbudowano go do lat sześćdziesiątych, jednak bez odtworzenia choćby pojedynczego wnętrza. Oglądałem dziś wystawy w dawniej reprezentacyjnych wnętrzach, w antyszambrach i salach tronowych, niczym nie sugerujących nawet, że to dawna siedziba ambitnej dynastii Zähringerów. Teraz to zwykłe  pozbawione ozdób, jakby biurowe przestrzenie. Z tym większym  szacunkiem warto myśleć o wysiłku, jakim było odtworzenie wnętrz spalonego Pałacu na Wyspie czy zburzonego Zamku Królewskiego.

Widoczny na zdjęciu widok z wieży zamkowej - na której z okazji wystawy czasowej powiewa czerwony sztandar - pozwala zobaczyć wspomniane wczoraj aleje, tworzące promienisty plan miasta i pałacowego parku. Z prawej strony, zaraz za skrzydłem rezydencji można dostrzec nowoczesne gmachy Federalnego Sądu Konstytucyjnego (Bundesverfassungsgericht). Niektóre najważniejsze instytucje niemieckiej władzy mają swoje siedziby poza Berlinem. Tak jest właśnie z tym sądem, tak jest z Urzędem Ochrony Konstytucji (w Kolonii) czy szeregiem ministerstw (zostały w Bonn). W przypadku Sądu Konstytucyjnego cel jest jasny: oddalić jedno z zabezpieczeń praw i wolności obywatelskich od władzy wykonawczej. Niemcy dobrze zrozumieli lekcję, jaką był upadek demokracji w 1933 roku. Zaledwie kilkaset kroków dalej, pod pomnikiem wielkiego księcia Karola Fryderyka, w tym samym roku 1933 doszło do wielkiego palenia uznanych za antyniemieckie książek. Jak wiele innych miast niemieckich Karlsruhe zapłaciło za fascynację nazizmem wysoką cenę.

Może źle się stało, że nasz Trybunał Konstytucyjny dzieli od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów tylko płot?

Tymczasem przechodzę największą rzekę na mojej trasie - Ren. Jeszcze kilka kilometrów i znajdę się we Francji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz