czwartek, 2 sierpnia 2018

Kilometr 532, Kälbertshausen

Do elementów krajobrazu najsilniej kojarzących mi się z Niemcami należą pomniki poległych. Każda wieś czy miasteczko ma taki pomnik, zazwyczaj w honorowym miejscu: przy kościele, na rynku czy w podcieniu ratusza. Wspominałem już o tym w ubiegłym roku, w drodze przez czeski Śląsk. 


Teraz, kiedy jestem już bliżej końca niż początku mojej tegorocznej drogi przez Niemcy mam w pamięci dziesiątki takich monumentów. Czasem jest to cały zespół rzeźb, czasem kolumna lub tylko tablica. Zawsze jednak są tam wypisane imiona poległych w kolejnych wojnach.

Tym, co robi na mnie szczególne wrażenie jest ciągłość. W tym samym miejscu, a czasem nawet na tym samym pomniku wyryto najpierw imiona rodaków, którzy zginęli gdzieś pod Sedanem czy Strasburgiem w wojnie z Francją w latach 1870-71. Potem pojawiła się długa list ofiar Wielkiej Wojny, wreszcie dramatycznie wydłużający się wraz z biegiem dat spis poległych w drugiej wojnie światowej. Szczególnie przykre są te ofiary już zupełnie bezsensowne, z kwietnia czy maja 1945 roku.

Taki kompleks można zobaczyć na zdjęciu zrobionym dzisiaj w badeńskim Kälbertshausen. Obelisk z prawej strony to wojna z Francją, pomnik z lewej - pierwsza wojna światowa, tablice obok obelisku - druga. Staram się czytać wyryte tam listy, także dlatego, że często można zobaczyć symboliczne połączenia. Czy Wilhelm Hufnagel, poległy 6 czerwca 1944 roku we Francji (pomnik w Windelsbach) zginął, broniąc brzegu Normandii? A może to jeden z żołnierzy zaskoczonych przez pododdział 101 Powietrznodesantowej, w scenie sfilmowanej potem w "Kompanii Braci"?

Każdy z tych pomników to masa indywidualnych i zbiorowych historii, dramatów i pamięci. A także przestroga podszyta pytaniem: po co były te wojny? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz