poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Kilometr 1068, Reims

Gdy do niego wczoraj wchodziłem, Reims nie zauroczyło mnie swoim wyglądem. Czy to przez pozbawione zieleni proste ulice, czy chaotyczną, nieciekawą zabudowę, czy nieprzyjazne przejścia dla pieszych - przypominało mi bardziej amerykańskie niby-miasta niż malownicze miejscowości Francji. Części bliżej ratusza mają więcej uroku, choć cóż, główna ulica, Rue de Vesle nadal kojarzy mi się raczej z Piotrkowską niż Krakowskim Przedmieściem lub Floriańską. Ale może to wszystko dobrze: dzięki temu z ogólnej nijakości wyrasta w swojej pełnej chwale gotycka Katedra, jedna z Katedr właśnie - z wielką literą K na początku. 


To bez wątpienia jeden z najwspanialszych zabytków na mojej trasie. Jeżeli chodzi o rangę, również jeden z  najważniejszych: Katedrę Naszej Pani w Reims wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jej ogrom, rzeźbiarska dekoracja, wysoko wznoszące się nad ziemię sklepienia, wszystko to jest spełnieniem marzeń średniowiecznych architektów o idealnej świątyni. Dziś o 7:30, gdy tylko otworzono drzwi, mogłem być w katedrze dłuższą chwilę sam. Robi wielkie wrażenie, tym bardziej, że właśnie w tych murach koronowano przez tysiąc lat większość francuskich królów. Także "naszego" Henryka III, ostatniego z Walezjuszy. 

Koronacji towarzyszyło namaszczenie monarchy olejami ze Świętej Ampuły, którą miał otrzymać z nieba święty Remigiusz podczas chrztu króla Franków Chlodwiga ("Spal to, coś czcił, czcij to, coś palił!"). Prawda czy nie, Ampuła była jednym z symboli francuskiej monarchii. Jako taka została zniszczona w przypływie rewolucyjnego barbarzyństwa w 1793 roku. Mimo wielkich dzieł tego okresu, w czasie Rewolucji dokonano też czynów, z których dumni byliby bolszewicy.

To, co pozostało ze skarbów katedry można oglądać w Pałacu Tau, czyli dawnej rezydencji arcybiskupiej. Są tu relikwiarze i wspaniałe tapiserie, rzeźby i stroje. Największą kolekcję pamiątek koronacyjnych tworzą te wykonane na ostatnią francuską koronację. W 1825 roku w Reims koronowano Karola X, władcę niemiłosiernie ograniczonego, reakcjonistę, który najchętniej cofnąłby świat do jakiegoś 1750 roku. Trochę mu nie wyszło i Francuzi podziękowali Karolowi w ramach krótkiej rewolucji. Oczywiście, nie tylko z winy Rewolucji pamiątek jest w skarbcu mało. Najbardziej poruszają na wystawie dwa rzygacze, gargulce z katedralnych gzymsów, wypełnione zastygłym ołowiem z płonącego dachu. To już pamiątka kataklizmu sprzed stu lat. 

W 1914 pod Reims stanął front, a niemieccy artylerzyści obłożyli miasto i katedrę ogniem. Świątynia spłonęła, a wiele rzeźb zostało skruszonych pociskami. Reims stało się odtąd jednym z symboli wojennego barbarzyństwa. Jak bardzo docenia się tu wypełnioną skarbami przeszłości katedrę wawelską! 

Szczęśliwie, następna wojna była łaskawsza. Na początku 1945 roku do Reims przeniosło się z Wersalu Naczelne Dowództwo Sprzymierzonych Sił Ekspedycyjnych (SHAEF) z gen. Eisenhowerem na czele. To właśnie w zajmowanym przez SHAEF gmachu 7 maja 1945 roku generał Jodl podpisał jeden z dwóch aktów kapitulacji Niemiec.  Ceremonię, jak wiadomo, powtórzono na żądanie radzieckie w Berlinie. Na marginesie zaznaczę, że choć modne są dzisiaj kpiny z tego powtórzenia, Rosjanie mieli w tym sporze sporo racji. Drugi akt podpisał feldmarszałek Keitel; obaj niemieccy zbrodniarze spotkają się później na norymberskiej ławie oskarżonych. Tak znowu łączą się wątki europejskiej historii. 

[Z okazji 75. rocznicy opisanego wydarzenia dodaję jeszcze jedno zdjęcie: wejście do budynku liceum technicznego w Reims, miejsca podpisania aktu niemieckiej kapitulacji]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz