piątek, 3 sierpnia 2018

Kilometr 552, Sinsheim

Przy okazji przejścia przez Sinsheim mógłbym rozwodzić się na temat historycznej roli tego miasteczka w czasie wiosny ludów. Albo o tutejszym klasztorze. Nie będę jednak wciskać Czytelnikom kitu: Sinsheim to przede wszystkim niesamowite muzeum techniki.


Pierwszy raz byłem tutaj, jeżeli mnie pamięć nie myli, przypadkiem. Muzeum zobaczyliśmy z autostrady przy której leży. Trudno go jest nie zauważyć: ponad dachami wystawowych hal wznoszą się na wysokich słupach perły tutejszej kolekcji, czyli Concorde i jego nieszczęsny radziecki konkurent, Tu 144. Wczoraj widziałem je już z daleka, z otaczających Sinsheim wzgórz. Do obu samolotów można zresztą wejść - rzadka frajda i rzadka okazja. A czego nie ma w halach! Dziesiątki samochodów, samolotów, czołgów. Są lokomotywy i rowery, maszyny rolnicze; wszystko podlane odrobiną wystawienniczego chaosu. Choć wstęp nie jest, niestety, tani, na pewno warto to miejsce odwiedzić. Żeby nie odejść zupełnie od tematu: mają tu też kuchnię polową z pierwszej wojny światowej. W sumie wielki wynalazek. Choć dziś bardziej od grochówki wolałbym stałe dostawy lodów.

Jutro mam nadzieję być w stolicy Badenii, czyli Karlsruhe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz