środa, 22 sierpnia 2018

Kilometr 1136, Soissons

Już wieczorem wielkie wrażenie zrobiły na mnie widoczne w oddali iglice Soissons. Mnie, ubogiemu w gotyk wschodniemu Europejczykowi wystarczyłoby pewnie jedna porządna gotycka wieża (Świdnica ma taką!). Soissons ma ich kilka, przypominając, że to we Francji leży ojczyzna sztuki gotyckiej. 


Rano przez wiele godzin chodziłem po mieście, zaglądając do portali i naw. Soissons jest nie tylko pełne zabytków, ale też bardzo zacne w swojej miejskości. W przeciwieństwie do Reims wszystko jakoś miło pasuje do siebie. I katedra, i położony na jej tyłach ruchliwy targ, i deptak z fin-de-sièclowymi kamienicami, i wille wokół dawnego opactwa kanoników regularnych.

Właśnie kościół tego opactwa widoczny jest na zdjęciu. Katedrę niszczyła Wielka Wojna (zdjęcia są poruszające...), to zaś smutne dziedzictwo Rewolucji. Zgromadzenie Narodowe zniosło zgromadzenia zakonne, nie dbając jednak zupełnie, a nawet zachęcając do niszczenia ich dziedzictwa.  Do największych strat tego okresu należy sławne Cluny. W dawnym opactwie w Soissons urządzono koszary, kawałek po kawałku niszcząc zabytek. Na szczęście przetrwały i do dziś górują nad Soissons dwie wspaniałe wieże, otoczone tym, co zostało z klasztoru. Jest pół wirydarza, ogród, gotycki refektarz. I choć to tylko ruina, pozwala sobie wyobrazić wspaniałość opactwa u szczytu jego chwały. Ofiarą rewolucyjnej gorliwości padło też soissońskie opactwo benedyktynów, które chlubiło się posiadaniem bucika Marii Panny. Śmieszne? Może. Ale niszczenie pamiątek przeszłości w imię ideologii to barbarzyństwo tak czy owak.

Królewski las Compiègne już na horyzoncie. Jeżeli coś mnie nie zatrzyma, dotrę tam w piątek, łukiem wygiętym ku Blérancourt. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz