środa, 23 sierpnia 2017

Kilometr 1128, Wittenberga (cz. 2)

A gdyby Polska w XVI wieku stanęła po stronie Reformacji? Gdyby na sejmie w 1570 roku król Zygmunt August przyjął wyznanie wiary, zaprezentowane mu przez zgodzonych w Sandomierzu protestantów i ogłosił powstanie polskiego kościoła narodowego? Pogdybajmy sobie.


Kamienica Oleśnickich w Sandomierzu, według tradycji miejsce obrad zjazdu sandomierskiego w 1570 roku. Wielotysięczne rzesze szlachty na pewno by się w środku nie zmieściły. Dr hab. Giergiel podejrzewa, że przywódcy mogli obradować gdzieś pod dachem, a masa szlachty obozowała i sejmikowała pod miastem

Było bardzo blisko. Sprawie sprzyjało i tolerancyjne nastawienie króla Zygmunta Augusta, i jego sytuacja rodzinna: chęć rozwodu z niekochaną Katarzyną Habsburżanką. Liczono, że król odegra rolę Henryka VIII, a Katarzyna - też Katarzyny, ale Aragońskiej. Sprzyjała popularność Reformacji wśród elit szlacheckich. Luteranizm, kalwinizm lub inne wiary protestanckie wyznawała w tym krótkim czasie większość świeckich senatorów, to jest większość wojewodów i kasztelanów w państwie. Innowiercami byli na przykład wojewoda sandomierski i gospodarz zjazdu z 1570 roku Piotr Zborowski, wojewoda poznański Łukasz Górka czy hetman wielki koronny i wojewoda ruski Jerzy Jazłowiecki. Sprawie oczywiście sprzyjał luterański książę pruski Albrecht Fryderyk Hohenzollern.

Wpływy protestantów równoważyli jakoś zasiadający w senacie biskupi, ale wielu z nich też było życzliwych idei kościoła narodowego. Otwarty na propozycje był pierwszy z biskupów, wspominany przy okazji kolegiaty Prymasowskiej w Łowiczu arcybiskup Uchański. Ostry przeciwnik Reformacji, kardynał Hozjusz przebywał na honorowej zsyłce w Rzymie; zdołał jednak skutecznie zapobiec wpłynięciu protestantów na króla. My jednak zmieńmy historię: na sejmie 1570 roku protestanci przedstawiają królowi wspólne wyznanie wiary - a król je przyjmuje. Rzeczpospolita zrywa z Rzymem, król Zygmunt August zostaje głową polskiego Kościoła. Zakładam, znając wzajemną tolerancję ówczesnej szlachty, że w kraju nie dochodzi do żadnego buntu czy wojny domowej.

Co by było...? Zacznijmy od listy strat.

Oczywiście, zmieniłaby się  polska pobożność, a wraz z nią kultura. To raczej stwierdzenie faktu, niż ocena. Jednak na pewno miejsca takie jak Częstochowa nie odgrywałyby swojej dzisiejszej roli. Z krajobrazu zniknęłyby masowe pielgrzymki, tak charakterystyczna część sierpniowego kalendarza.

Pomnik Marcina Lutra przed monumentalnym, podniesionym z gruzów Frauenkirche (kościołem Mariackim) w Dreźnie. Frauenkirche to jeden z pomników XVIII-wiecznego baroku saskiego i jeden z tysięcy dowodów, że barok - choć zrodzony jako styl katolicki - wydał wspaniałe owoce i poza zasięgiem wpływów Rzymu

Polska zerwałaby więzy łączące ją niemal od początku dziejów naszego państwa z Rzymem. Wieczne Miasto było jednym z serc kultury i sztuki Europy. Stąd przybyła do nas znakomita sztuka wczesnobarokowa, której przykładem jest na przykład kościół św. Piotra i Pawła w Krakowie. Z drugiej strony, Drezno czy Świdnica pokazują, że wspaniałe dzieła baroku mogły powstać i bez rzymskiej zwierzchności.

Do Polski nigdy nie przybyliby jezuici czy pijarzy, którzy na początku swojej historii byli rzeczywiście elitą intelektualną Europy. Mam nadzieję, że skutecznie zastąpiliby ich wychowankowie szkół protestanckich w Polsce i za granicą, w tym królewieckiej Albertyny. 

Ruiny klasztoru benedyktynek na przedmieściach Miśni. Tu konkretnie pozostałości ścian północnej nawy kościoła klasztornego. Oczywistą i widoczną konsekwencją Reformacji było kasowanie klasztorów. Zakonnikami byli przed zerwaniem z Rzymem sam Luter i jego żona, Katarzyna von Bora

Rozwiązano by klasztory. Kasata zgromadzeń i przejęcie na rzecz państwa ich dóbr była jedną z wielkich, przyziemnych protestanckich zachęt. Najpewniej wkrótce po stanięciu przez Polskę po stronie Reformacji zostałyby skasowane opactwa w Tyńcu, na Świętym Krzyżu czy w Mogilnie. Ale jest druga strona medalu: te klasztory i tak zostały skasowane! Stało się to w XIX wieku. Gdy dziś odwiedzamy benedyktyński Tyniec czy cysterski Wąchock musimy pamiętać, że są to wspólnoty odrodzone. Pewnie skasowane w XVI wieku leżałyby dzisiaj w gruzach, podobnie jak wiele klasztorów w Niemczech czy Anglii. Inne, wspaniałe pamiątki kontrreformacji, jak krakowskie Bielany czy Kalwaria Zebrzydowska nigdy by nie powstały. To konkretna strata i duży, choć hipotetyczny żal.

Duchowieństwo stałoby się bardziej zależne od władz państwowych. Ale państwo zawsze miało wpływ np. na mianowanie biskupów. Także wrogie państwo. Podziwiam trwałość mitu o niezależnym, patriotycznym Kościele w czasach rozbiorów i zaborów; niewiele ma umocowania w rzeczywistości.

Zmieniłby się układ polityczny. To byłby koniec tradycyjnej przyjaźni z Habsburgami i małżeństw z nimi (osiem polskich królowych było Habsburżankami). Zostałaby zastąpiona... no właśnie, czym? Każda opcja jest kusząca i każe żałować zmarnowanej szansy. Więcej gdybania w tej kategorii następnym razem.

Putto - czyli towarzyszący renesansowej lub barokowej rzeźbie chłopczyk albo aniołek - przy posągu św. Jana Nepomucena w Górnym Beneszowie, na czeskim Śląsku. Podkreśla on oczywiście tajemnicę spowiedzi, za którą św. Jan Nepomucen według tradycji oddał życie. Choć żył w XIV wieku, wielką sławę zyskał w okresie kontrreformacji: był wzorem katolickiego kapłana

Na pewno stracilibyśmy tak charakterystyczny element naszego krajobrazu, jak figury św. Jana Nepomucena i domki loretańskie. Przyznaję, że bym żałował.

Co byśmy zyskali? O tym za kilka dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz