środa, 6 lutego 2019

Poslušně hlásím! Kilometr 189, to jest Pisek

Frajter popadł w absolutne przygnębienie, a gdy po niewypowiedzianych udrękach marszu późnym wieczorem dotarli do Pisku, do miejscowego dowództwa żandarmerii, odezwał się do Szwejka z bezradną małodusznością:
— Teraz będą się działy rzeczy okropne. Nie możemy się oderwać od siebie.



Wyjaśnić trzeba, że panowie spięci byli kajdankami. Nie dlatego, że żandarm obawiał się ucieczki Szwejka, po prostu nie chcieli się nawzajem zgubić. A potem kajdanek nijak nie dało się zdjąć.

I rzeczywiście działy się rzeczy okropne, gdy wachmistrz posłał po dowódcę, rotmistrza Königa.
— Chuchnijcie na mnie! — rzekł rotmistrz na wstępie.

Kto by pomyślał, że droga do Czeskich Budziejowic jest tak trudna i wyboista. To o niej chyba kazał poczciwy feldkurat Katz, mówiąc więźniom: wolicie kroczyć ciernistą drogą grzechu. Tymczasem jestem w Pisku, i oglądam poczciwe zabytki miasta. Jest tu most, o którym chlubią się, że najstarszy w Czechach; jest piękna gotycka fara, a w jej portalu podobizny królów Władysława II i Ludwika II Jagiellonów. Jest też kompleks c. k. stadniny koni, pod którą w maju 1945 roku spotkali się Amerykanie i Rosjanie. Co upamiętnia stosowny pomnik i uzupełniające go, bardzo ciekawe tablice.

No, ale gdzie była komenda żandarmerii  - Bezirksgendarmeriekommando Pisek? Strona miasta ma nawet rozdzialik o Szwejku, ale odsyła głównie do Putimia.  To samo robi tablica informacyjna zawieszona na murach od strony tej właśnie wsi. Internetowe zbiory wiedzy wskazały na budynek stojący w południowo-wschodnim rogu piseckiego rynku. Wznosi się tam obecnie widoczny na zdjęciu modernistyczny gmach banku z 1934 roku, ale zestawienia zdjęć nie zostawiają wątpliwości. Może nawet to efekt bardzo daleko idącej przebudowy? Choć nie udało mi się tego potwierdzić w lokalnym muzeum (zamkniętym na zimę), to jednak zapytałem tu i tam, poszukałem w lokalnej prasie i mam już pewność: to w budynku widocznym na zdjęciu (lub, co bardziej prawdopodobne, w jego poprzedniku) Szwejk z rosyjskiego szpiega stał się z powrotem dezerterem. Była to zasługa tutejszego rotmistrza żandarmerii. Służbisty, ale jednak w miarę trzeźwo myślącego. Rotmistrz był niezachwianie przekonany, że stoi na straży czegoś, że coś ocala i ratuje i że wszyscy żandarmi jego okręgu to banda gnuśnych piecuchów, egoistów, podłych drabów, oszustów, którzy w ogóle na niczym innym się nie znają, tylko na wódce, piwie i winie. A ponieważ mają dochody niewielkie, więc aby mogli oddawać się pijaństwu, biorą łapówki i niszczą Austrię powoli, ale dokładnie. Jedynym człowiekiem, którego pan rotmistrz darzył zaufaniem, był podległy mu wachmistrz w dowództwie okręgu, który, siadając w szynku, mawiał o swoim przełożonym bardzo często:
— Znowuż miałem bujdę na resorach ze swoim starym fujarą…

Czas na ostatni odcinek drogi - pociągiem do Czeskich Budziejowic. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz