poniedziałek, 4 lutego 2019

Poslušně hlásím! Kilometr 150, to jest Dub

W owczarni zastał Szwejk miłego dziadka, który pamiętał, jak to znowu jego dziadek opowiadał o wojnach francuskich. Włóczęga, który go tu przyprowadził planował rano iść z Dobrym Wojakiem z powrotem w kierunku Strakonic, szukać dla dezertera cywilnych ubrań. Ale Szwejk nie był przecież dezerterem! I w nocy cicho wyruszył w dalszą drogę, oczywiście ku Czeskim Budziejowicom.


Gdzie była stara owczarnia Schwarzenbergów - nie wiem i chyba też nie wiadomo. W Dubie jest  widoczny na zdjęciu, skryty za wysokim murem zamek, ale nie należał (z tego co się dowiedziałem) do Schwarzenbergów. Z drugiej strony, na tle większych miasteczek, z pomocą których włóczęga wytyczał trasę Dub jest na tyle mały, że to zapewne w tym kierunku zmierzali wędrowcy. Okolica jest uroczo bezludna, z pojedynczymi wioskami na coraz wyższych wzniesieniach rosnących ku Szumawie (Lasowi Bawarskiemu).

Wśród nich na pewno były też owczarnie, jak o tym świadczy choćby nazwa dzisiaj mijanego przeze mnie przysiółku Ovčin, w sam raz o cztery godziny od Štěknia, niedaleko Dubu. Dlaczego cztery godziny? Bo w oryginale jest jednak mowa o godzinach, nie milach, czym postanowiłem się jednak za bardzo nie przejmować - Szwejk dokonywał przecież istnych cudów marszowych. Schwarzenbergowie mieli posiadłości w nieodległym Protivinie, niedaleko są też wspomniane przez starego owczarza Skoczyce (Skočice). Dalsza droga Szwejka - o której jutro - też pozwala mi sądzić, że szli właśnie do Dubu lub bliskich okolic. I wtedy zgadzają się też cztery mile. 

Choć dzisiejsza droga była bardzo długa, dała mi wiele radości z pięknych śnieżnych widoków. Szkoda, że nigdzie nie udało mi się nic zjeść. W owczarni już nie dawali kartofli i zsiadłego mleka, a sklep zamknął się punkt piętnasta. 

Wśród opowieści snutych przez bywalców starej owczarni jedna zasługuje na szczególna uwagę. 

— W Lipnicy był niegdyś jeden wachmistrz żandarmski w dole przed zamkiem. Mieszkał tam, gdzie był posterunek, a ja, stary poczciwiec, myślałem zawsze, że posterunek musi być na jakimś widocznym miejscu, w rynku czy na jakim placu, a nie w ciasnej, ustronnej uliczce. Więc idę do przedmieścia, obchodzę domek za domkiem, nie patrzę na napisy i w jednej takiej chałupie otwieram drzwi na pierwszym piętrze i melduję się: „Upraszam pokornie ubogi wędrowny”. Ech, mój Boże, nogi mi odjęło! Wlazłem prosto na posterunek żandarmski.

To aluzja do Lipnicy nad Sazawą (Lipnice nad Sázavou), gdzie Jaroslav Hašek spędził ostatnie lata krótkiego życia i, o czym jeszcze nie wiedział, gdzie umrze 3 stycznia 1923 roku i gdzie zostanie pochowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz