poniedziałek, 4 lutego 2019

Poslušně hlásím! Kilometr 127, to jest Strakonice

Strakonice pojawiają się przy okazji szwejkowskiej Anabasis kilka razy. Najpierw dowiadujemy się, że wybierają się tam dwaj napotkani w putimskim stogu dezerterzy.



Ci z 35 pójdą do Strakonic, ponieważ jeden z nich ma tam ciotkę, a ta znowu ma w górach za Suszicą jakiegoś znajomego właściciela tartaku. W tym tartaku będą dobrze ukryci.

Potem wspominany już włóczęga chce tamtędy prowadzić Szwejka, by zdobyć dla niego cywilne ubranie. Ale przecież nie robi tego, i wielki wojownik dotrze do Budziejowic w swoim własnym c. k. mundurze. Straci go dopiero nad wiadomym galicyjskim stawem. Po co więc tędy szli, skoro kierowali się na południe, na Volin - czyli Volyně - i Dub? Ale skoro tak było, to tak było. Może chodziło o most na Otawie?

Największym skarbem Strakonic - obok tradycji dudziarskich (jest tu pomnk dudziarza!) - jest zamek z widoczną na zdjęciu gotycką kaplicą pw. św. Prokopa. Choć Strakonice leżą na płaskim terenie, u zbiegu Otawy i Wołynki (Volyňka), kościół wznosi się wysoko nad dziedzińcem, jakby na skale. Zamek zaczął wznosić lokalny ród możnowładczy, ale najsłynniejszymi panami na Strakonicach byli joannici. To właśnie tutejsi rycerze tworzyli trzon armii, która starała się pobić husytów pod Sudomierzem. Joannitów na pole bitwy poprowadził ich czeski przełożony, Jindrzych z Hradcu - który też na polu bitwy już został. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz