piątek, 15 grudnia 2017

Widoki z drogi. Cz. 9: od Tyńca do Bielska

Po bardzo ciekawym spotkaniu z o. prof. Dąbkiem OSB wyszedłem z Tyńca, by w jeden dzień przez Skawinę i Radziszów dotrzeć do Kalwarii Zebrzydowskiej. Tak, jak poprzedniego dnia wieczorem wiele razy oglądałem się na klasztor kamedułów na Bielanach, tak teraz długo jeszcze śledziłem benedyktyński Tyniec.


Nad gmachem, nazywanym dawniej Wielką Ruiną górują wieże klasztornego kościoła. Moja droga biegła wałem przeciwpowodziowym Wisły i zboczem wysokiego na 282 metry Grodziska.


Zza Grodziska wyłaniały się kolejne beskidzkie szczyty. Wypatrywałem ich z ciekawością, podejrzewając, że będzie wśród nich sama Królowa Beskidów.


I rzeczywiście. W odległości pięćdziesięciu kilometrów w całej okazałości ukazała się panorama pasma Babiej Góry. Z lewej strony widoczna jest Polica, z prawej sam Diablak i już za drzewami - Cyl. Nieco bliżej widok przysłania Strońska Góra. Po postoju w Skawinie zagłębiłem się w dolinę Skawinki. Tą samą, którą biegną tory zakopiańskiej linii kolejowej.


Dużym szacunkiem darzę piękny, późnogotycki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Woli Radziszowskiej. Jego strzelista wieża jest dobrze widoczna z pociągu; trzeba, oczywiście, wiedzieć, kiedy i gdzie patrzeć. Staram się zahaczać o to miejsce przy kolejnych pobytach na Pogórzu Wielickim. Tak samo było i tym razem.


Serce Kalwarii Zebrzydowskiej - bazylikę Matki Bożej Anielskiej i klasztor oo. bernardynów widać z daleka. Szczególnie spojrzenie od północnego wschodu pozwala w pełni docenić wielkość kompleksu, wielokrotnie już goszczącego na tych łamach.


O kilka lat starszy od założonej przez Mikołaja Zebrzydowskiego kalwarii jest późnorenesansowy szpital w Zebrzydowicach. To pamiątka pobożności marszałka Zebrzydowskiego, który przeznaczył swój dwór obronny na przytułek dla byłych żołnierzy. Jak przed setkami lat mieści się tu szpital, prowadzony od 1611 roku przez Zakon Szpitalny Świętego Jana Bożego - to jest bonifratrów1


Nie mogło tu zabraknąć obrazków kolejowych: rozejście linii kolejowych 97 i 117 nieopodal stacji Kalwaria Zebrzydowska Lanckorona. Linia w lewo biegnie do Bielska-Białej, ta w prawo do Skawiny i Krakowa Płaszowa. Obecnie, po otwarciu łącznicy podgórskiej można już napisać, że do Krakowa Głównego. Zbliża się moja kolejna kolejowa wycieczka; mniej więcej do stycznia muszę skończyć już przegląd zdjęć ze spaceru reformacyjnego.


Kusiło mnie, by z Kalwarii Zebrzydowskiej do Bielska pójść przez góry. Już samo przejście przez Jaroszowicką Górę do Wadowic ma wiele uroku; miło wspominam taką właśnie wycieczkę w bardzo mroźnym styczniu dwa lata temu. Teraz jednak ograniczyłem się do przejścia zboczem góry Żar do Barwałdu. Do Bielska szedłem dalej wzdłuż podgórskich szos, skręcając w miarę ograniczonych możliwości na boczne ścieżki i leśne dukty.


Masyw Żaru, odwiedzany przez tysiące kalwaryjskich pielgrzymów to piękna, spacerowa brama w Beskidy. 


Strop kruchty drewnianego kościoła pw. św. Erazma w Barwałdzie zdobi współczesna polichromia przedstawiająca wielokrotnie pojawiające się na łamach tego periodyku przedstawienia Ewangelistów zaczerpnięte z wizji proroka Ezechiela. Skrzydlata postać ludzka przedstawia św. Mateusza, wół - św. Łukasza, lew - św. Marka, wreszcie orzeł - św. Jana.


Na przedmieściach Wadowic przeszedłem Skawę, umowną granicę Pogórz: Wielickiego i Śląskiego. Dolinę tej rzeki również znają bardzo dobrze turyści jeżdżący pociągiem do Zakopanego. Tory tej pięknej linii poprowadzono wzdłuż Skawy między miejscowościami o bardzo wyróżniających się nazwach - Skawce i Skawa.


Jana Pawła II - zredukowanego w swoim rodzinnym mieście, podobnie jak w całej Polsce do roli totemu - z Wadowicami kojarzą wszyscy. Pochodził stąd jednak również profesor XVII-wiecznej Akademii Krakowskiej Marcin Wadowita; do ozdób sympatycznego miasteczka należy widoczny na zdjęciu pomnik żołnierzy 12. pułku piechoty.


No, jak dla mnie, to rzeczywiście do remontu.


 Po remoncie jest już ta sympatyczna kapliczka w Andrychowie.


Z lewej strony cały czas towarzyszył mi Beskid Mały. Od lewej rozpoznać można Złotą Górę i Bukowski Groń; z prawej widok zamyka Hrobacza Łąka. Między nimi w oddali jest Magurka Wilkowicka, a także Klimczok, już w Beskidzie Śląskim. Cały czas kusiło mnie, by zagłębić się w zalesione doliny i grzbiety, wtedy jednak na drogę do Bielska musiałbym poświęcić jakieś dwa dni więcej. Wolałem trzymać zapasowe dni na dalsze odcinki trasy. 


Pomnik św. Jana Kantego na rynku w Kętach. O tym świętym wspominałem z drogi, meldując się z biblioteki w Kętach właśnie. Choć beatyfikacji doczekał się dopiero w 1680, a kanonizacji w 1767 roku, od samej śmierci otoczony był kultem kojarzonym z opieką nad ubogimi. Na pewno pamięć o takich postaciach przyczyniły się do ostatecznej klęski Reformacji w Polsce i zwycięstwa katolicyzmu, który podkreślił przecież i odnowił kult świętych2.


Z pomiędzy beskidzkich masywów wypływają kolejne rzeki, kierujące się później na północ, ku Wiśle. Na zdjęciu powyżej jest Soła pod Andrychowem...


...a na tym - Biała na przedmieściach Bielska-Białej. To historyczna granica Małopolski i Śląska; w głębi widać pasmo Hrobaczej Łąki w Beskidzie Małym.




Kościół Zbawiciela powstał w końcu XVIII wieku. Był kilka razy przebudowany i dziś reprezentuje typową architekturę świątyni ewangelickiej. Są tu wysokie empory, jest zajmująca centralne miejsce ambona. Jest również otwarta na ołtarzu Ewangelia.


Piękny narożnik placu Wojska Polskiego, czyli bialskiego rynku (tj. rynku Białej): kamienica Pod Żabami i ewangelicko-augsburski kościół Marcina Lutra. W położonej nieopodal Książnicy Beskidzkiej pisałem kolejny meldunek z drogi.


Pokręciłem się chwilę po Bielsku i Białej. Wreszcie najpiękniejsze przejście przez Białą: most w ciągu ulicy 11 Listopada. Za mną Małopolska, przede mną kamienica Wiktora Burdy i Śląsk.

Czas na odcinek górski. Jeszcze tylko Maluch dla Toma Hanksa i na Szyndzielnię.


Na marginesie. To dość przykre, że tak, jak symbolem wyimaginowanej przedwojennej prosperity są pojedyncze, będące co najwyżej nieco przerobioną austriacką konstrukcją Lukstorpedy, tak promowaną za granicą pamiątką gierkowskiej motoryzacji jest włoski samochodzik, jedyny, na jaki wtedy nas było stać.

1 - Wyczawski Hieronim OFM, "Kalwaria Zebrzydowska", Kalwaria Zebrzydowska 2006, ss. 75-76
2 - Jan Kanty, w: Fros H. SJ, Sowa F., "Księga imion i świętych", t. 3, Kraków 1998, ss. 230-231

2 komentarze:

  1. Czy w swoich wędrówkach dalej podpierasz się tym kijem, który towarzyszył Ci na Kursie?

    OdpowiedzUsuń