środa, 19 lipca 2017

Kilometr 341, Kęty

W drodze przez ostatnie miasta i wsie Małopolski towarzyszy mi pytanie: czy w Polsce to bardziej Reformacja przegrała, czy kontrreformacja wygrała? Brzmi to zdanie nieco absurdalnie, ale spieszę z wyjaśnieniem. Czyje działania bardziej złożyły się na taki wynik? Czy zwolennicy Lutra i Kalwina popełnili jakieś wyraźne błędy, które przełożyły się na ich ostatecznie niepowodzenie? Może katolicyzm wygrał szczęśliwym trafem? Może protestanci zrobili wszystko jak trzeba, a tylko działania Kościoła były lepiej zaplanowane, przygotowane, przeprowadzone? Zaczynam skłaniać się do tej ostatniej hipotezy.

Bazylika Matki Bożej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej

Po pierwszych dekadach po wystąpieniu z Wittenbergi Rzym otrząsnął się z marazmu i odpowiedział przemyślanym trydenckim planem odnowy Kościoła. Do przywódców obozu katolickiego w Rzeczypospolitej należał kardynał Stanisław Hozjusz; to on sprowadził do Polski jezuitów, a zaledwie w kilka tygodni po osiągniętym w Sandomierzu porozumieniu protestantów wysłał do króla Zygmunta Augusta długie pismo polemiczne. Już to robi wrażenie; dodajmy jeszcze, że Hozjusz przebywał wówczas w Rzymie. Jak dobrze musiał być poinformowany, jak znakomicie przygotowany do takiej polemiki!

Nie można też zapominać, że Kościół odnawiał się z powodzeniem wcześniej. Wielkim czasem intelektualnej pracy nad reformą jego instytucji była pierwsza połowa XV wieku. Wielkie sobory tego okresu (Konstancja, Bazylea), choć miały swoje ciemne strony (potępienie i śmierć wielkiego reformatora Jana Husa) były triumfem kościelnej demokracji i głębokiej, intelektualnej i teologicznej refleksji nad losami Kościoła. Delegacje znakomitych europejskich uniwersytetów rozmawiały na równych prawach z kardynałami; zwycięstwo odniosła myśl koncyliarystyczna - że sobór jest ważniejszy od papieża. Ostatecznie, jak wiemy, idea ta przegrała, a sobory pozostają wydarzeniami rzadszymi niż obserwacja komety Halleya - ale dorobek i myśl pozostały. Szkoda, że tej woli rozmowy zabrakło zaraz po 1517 roku!

Pozostały też odnawiające się zakony. Kalwaria Zebrzydowska jest siedzibą i dziełem bernardynów. Pod tą mylącą, polską nazwą kryją się przecież franciszkanie obserwanci, czyli ci spośród Braci Mniejszych, którzy właśnie w XV wieku wrócili do pierwotnych reguł i ubóstwa. Obok nowych zgromadzeń, na czele z jezuitami, miał Kościół jako oręż także stare, których sanktuaria, misteria i kalwarie na pewno były bliższe sercom ludu niż opustoszałe kalwińskie zbory.

Pomnik św. Jana z Kęt (Kantego) na rynku w Kętach właśnie
Pozostali święci. Nieomylnym znakiem kontrreformacji są figury św. Jana Nepomucena, wzoru kapłana. Ale przecież do walki z Reformacją Kościół wystawił cały poczet świętych i błogosławionych, odnawiając i wzmacniając ich kult. Typowy kościół barokowy (np. warszawska świątynia ss. wizytek) to jedna nawa, prowadząca wzrok do ołtarza głównego i ciągi kaplic bocznych, wypełnionych ołtarzami i relikwiami świętych. I znowu, XV wiek dał m.in. św. Szymona z Lipnicy (wczoraj wspominanego) czy św. Jana z Kęt, wielkiego duchownego i profesora krakowskiej Akademii. Święci, jak się zdaje, przybliżali wiarę ludziom, dawali przykład i ułatwiali zrozumienie wiary. To oczywiście tylko kilka z elementów wymierzonego w Reformację programu.
Brzmi to wszystko logicznie, a jednak na Śląsku Cieszyńskim lud stanął po stronie Reformacji. Dlaczego?

Za kilka godzin przekroczę Białą. Tam, za granicami Rzeczypospolitej Obojga Narodów będę dalej szukał odpowiedzi na te pytania.

Dziękuję Gminnej Bibliotece Publicznej im. Ambrożego Grabowskiego w Kętach za dostęp do komputera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz