wtorek, 12 grudnia 2017

Widoki z drogi. Cz. 8: przez zachodni Kraków

Przez Kraków szedłem trzy dni. Wykorzystałem okazję do spotkań i prania, ale też spaceru po pięknym mieście. Spacer w trakcie spaceru - krakowska powieść szkatułkowa.



Ze Starego Miasta moja droga wiodła do benedyktyńskiego Tyńca [dotyczą go już dwa wpisy na blogu: ten z drogi i ten po powrocie]. Szedłem tam nieco okrężną drogą. Odwiedziłem po drodze m.in. starodawny kościółek na Salwatorze. Złożona historia kolejnych przebudów pozwala chyba nazwać go jedną z najbardziej malowniczych świątyń tak Krakowa, jak całej Polski.


Wspinając się powoli na wzgórza pasma Sowińca nie mogłem nie zajść na cmentarz salwatorski. To jedna z naszych narodowych nekropolii, choć rzadziej wspominana od np. wileńskiej Rossy (z czego wynika jej sława? nie mam pojęcia). Od kilkunastu lat zdobi ją bardzo piękna kaplica, zaprojektowana przez prof. Witolda Cęckiewicza. Daje się zauważyć podobieństwo stylu do innego dzieła tego samego autora, czyli sanktuarium łagiewnickiego.


Szczególnie ważnym dla mnie grobem jest ten Stanisława Lema.  Łaciński napis na płycie głosi: "Co mogłem, zrobiłem. Niech mogący zrobią więcej". 

Prawdę mówiąc, ja bym napisał: "Pan… nie ma… żony…(...) - i pan chce sepulkę… ?"1.


Wyminąwszy Kopiec Kościuszki (bojkotuję go za płatny wstęp i całą przaśną oprawę) zajrzałem jeszcze do Willi Decjusza i zagłębiłem się w piękne wąwozy Panieńskich Skał. Droga tędy za dnia jest dla mnie przeżyciem egzotycznym. Zazwyczaj przechodzę tędy po ciemku, przed świtem, idąc na wschód słońca.


Za dnia widok z Kopca Piłsudskiego jest jednak podobnie piękny. Jak na dłoni widać najwspanialsze zabytki miasta. Szkoda tylko, że tłem dla Wawelu i Starego Miasta jest elektrociepłownia w Łęgu. Z lewej strony poniższego zdjęcia wyraźnie widać zielony trójkąt Błoni.


Tuż nad linię drzew wysuwają się hełmy wież kościoła kamedulskiego na Bielanach. W oddali majaczy potężny masyw Babiej Góry.


Klasztor kamedułów na Bielanach wraz z Tyńcem tworzą zachodnią, klasztorną bramę Krakowa. Dobrze znamy ten erem z filmowej wersji "Pana Wołodyjowskiego". Jest to o tyle zabawne, że powieściowy klasztor kamedułów to owszem, Bielany, ale warszawskie. Zwyciężył jednak większy urok wciąż żywego kamedulskiego klasztoru w Krakowie.


" - Kamedułą został, jak mi Bóg miły! - zakrzyknął w największej desperacyi."2


Sylwetka manierystycznego kościoła Wniebowzięcia jest doskonale widoczna z odległości bardzo wielu kilometrów. Kamedulską świątynię da się na przykład wypatrzeć z Zakopianki, gdy opada ona już z Mogilan do Krakowa. Pochodząca z pierwszych lat XVII wieku jest siostrą nieodległej Kalwarii Zebrzydowskiej: łączy tę samą manierystyczną estetykę z kontrreformacyjną, magnacką pobożnością. 


Znad Wisły pod Bielanami da się też zobaczyć raz jeszcze Wawel.


Wisłę pierwszy raz przekroczyłem po stopniu wodnym "Kościuszko". Pasmo Sowińca widać stąd w całej okazałości.


Także z wału przeciwpowodziowego wiodącego do Tyńca trudno nie oglądać się za siebie w stronę Bielan.


Późnym popołudniem wspiąłem się na klasztorne wzgórze w Tyńcu.


1 - Sienkiewicz Henryk, "Pan Wołodyjowski", Warszawa 1986, s. 30
2 - Lem Stanisław, "Dzienniki gwiazdowe", Kraków 1982, s. 140

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz