piątek, 22 grudnia 2017

Widoki z drogi. Cz. 10: przez Beskid Śląski

Po paru tygodniach rozglądania się za górami wreszcie mogłem przez nie kawałek przejść. Beskid Śląski to pasmo bardzo ucywilizowane, pełne dróg, schronisk, wyciągów i innych atrakcji. Ma jednak dużo uroku. Polecam je wszystkim, także tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z górami.


Północne, sąsiadujące z gęsto zaludnionymi terenami Śląska Cieszyńskiego rejony Beskidu Śląskiego pełne są historii. O leśnych kościołach wspominałem już z drogi. Widoczny na zdjęciu Stół Ołtarzowy "Jan" na bielskich Błoniach jest pomnikiem całego trwania ludu śląskiego przy wierze ewangelickiej. Nie jest to upamiętnienie konkretnego kościoła - tu akurat nabożeństwa nie odbywały się.


W miarę drogi na Szyndzielnię hałasy miasta wyciszają się i znikają. Na powyższym zdjęciu można dostrzec trzy najważniejsze kościoły Bielska-Białej. Tuż na prawo od pnia drzewa w lewej części fotografii widoczna jest wieża ewangelickiego Kościoła Zbawiciela. Bardziej na prawo wyraźnie widoczna jest wieża rzymskokatolickiej katedry św. Mikołaja, a tuż koło niej sylwetka ewangelickiego kościoła Marcina Lutra w Białej.


Drogę z Szyndzielni do Brennej pokonałem w deszczu. Było nastrojowo, tylko jakby mokro.


Schronisko na Błotnej (Błatniej). Wszystkie trzy istniejące w paśmie Szyndzielni i Klimczoka duże schroniska zostały wzniesione przez niemieckie organizacje turystyczne: Szyndzielnia i Klimczok przez Beskidenverein, Błatnia przez Naturfreunde z Aleksandrowic. Również niewielka Stefanka, choć przez BV nie zbudowana, była jego własnością i została w tym czasie bardzo rozbudowana. Trudno się temu dziwić. Choć Niemcy nie stanowili większości na Śląsku Cieszyńskim (wbrew często powtarzanemu mitowi również w Bielsku), to jednak stanowili mniejszość zamożną i dobrze sytuowaną. Byli więc i właścicielami gruntów, i ludźmi na tyle zamożnymi, by zainteresować się turystyką i możliwościami jej rozwoju. I chwała im za to! Przez wiele dekad zgodnie z typową dla budzących się narodów moralnością Kalego traktowano wznoszenie niemieckich schronisk jako okropną germanizację. O ile można jakoś zrozumieć takie obawy w rejonie Babiej Góry, to na mieszanym Śląsku to przenoszenie konfliktów narodowych pod szczyty było dość groteskowe. Jeszcze dziwniejsze jest, że po tylu latach po zniknięciu zagrożenia niemieckiego spotkać można przewodników, którzy rysują obraz bardzo zasłużonego Beskidenverein wyjęty rodem z peerelowskich publikacji. Krygowskiemu wypadało pisać w 1974 roku: "naporowi niemczyzny stawiła skuteczny opór działalność Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego"1, ale dziś mamy 2017 rok... 


Kapliczka ponad Brenną.


Najsłynniejszy leśny kościół na zachodnich stokach Równicy. Najkrócej tę historię można streścić tak. W 1653 roku zmarła ostatnia piastowska księżna cieszyńska, Elżbieta Lukrecja. Tym samym zniknął ostatni parasol osłaniający cieszyńskich protestantów przed panami Śląska - ultrakatolickimi Habsburgami. Piastowie nie byli już sami luteranami, ale wiedzieli, że konflikt religijny nikomu się nie opłaci. Hasburgowie, to co innego: w swojej dziedzicznej głupocie nie pojmowali idei współżycia różnych wyznań. W roku następnym kolejne kościoły otaczało wojsko, księży ewangelickich wypędzano, wprowadzając na ich miejsce katolików. Nie przejmowano się przy tym faktem, że wiele parafii będzie istnieć niemal wyłącznie na papierze. Ewangelików prześladowano za nabożeństwa czy posiadanie Biblii w tłumaczeniu dr. Lutra. I co? I, rzecz jasna, przetrwali. Przez pół wieku spotykano się na stokach gór, w niedostępnych dolinach i na szczytach. W 1709 roku wzniesiono Kościół Jezusowy w Cieszynie, jednak protestanci Śląska Cieszyńskiego zachowali we wdzięcznej pamięci beskidzkie lasy, które dały im w ciemnej nocy kontrreformacji schronienie.

 

Ustroń. Drugie i ostatnie przejście Wisły.


Kościół ewangelicko-augsburski Apostoła Jakuba Starszego w Ustroniu. Zwróć, Czytelniku, uwagę na tę nazwę. Kościół nie jest pod wezwaniem, ponieważ luteranizm nie czci świętych. Nie znaczy to jednak, że nie pamięta o wielkich postaciach w historii chrześcijaństwa.


Pamiątka tej lepszej, artystycznej strony kontrreformacji: pomnik św. Jana Nepomucena przed kościołem rzymskokatolickim pw. św. Klemensa w Ustroniu. Nepomukom poświęciłem trzy osobne galerie (pierwszą, drugą i trzecią), mam nadzieję, że będę mógł jeszcze opublikować następne.


W drodze na Czantorię. To jeden z pierwszych (lub ostatnich) odcinków Głównego Szlaku Beskidzkiego. Gdybym nie kierował się do Wittenbergi za jakieś trzy tygodnie byłbym w Bieszczadach.


Wyciąg krzesełkowy na polanę Stokłosicę sprawia, że Czantoria to jeden z najpopularniejszych szczytów beskidzkich. Widok stąd jest wspaniały, nawet bez wchodzenia na sam szczyt i znajdującą się już po czeskiej stronie granicy wieżę widokową. Na powyższym zdjęciu widać Lipowski Groń i zasługujący na swoją nazwę masyw Równicy. U jej stóp rozciąga się kompleks wypoczynkowy w dolinie Jaszowca. Z lewej strony, za wąskim pasem Pogórza Śląskiego ciągnie się po horyzont Dolina Górnej Wisły.


Na granicznym szlaku z Czantorii Wielkiej w stronę zachodnią. Z prawej strony widoczny jest słupek graniczny. Oznacza to, że zdjęcie zrobiłem w Czechach. Z lewej strony, już za niewidoczną doliną Olzy wznosi się Beskid Śląsko-Morawski. To ostatnie w kierunku zachodnim pasmo Beskidów.


Zakamień ponad Nydkiem. Najbardziej na południe wysunięty punkt mojej trasy.


Tu, na południowych stokach Czantorii odnaleźć można ślady jeszcze jednego leśnego kościoła. Na skale do dzisiaj widoczny jest wyraźnie symbol krzyża.


Wśród kamieni umieszczono wodoodporną skrzynkę, z której każdy zainteresowany może zabrać egzemplarz Ewangelii. Zaproszenie do lektury Pisma jest stałym elementem luteranizmu od jego narodzin.


Na Zakamieniu umieszczono tablicę pamiątkową poświęconą wielkiemu duchownemu i poecie, Jerzemu Trzanowskiemu. To postać łącząca w sobie i dzieje śląskiej Reformacji, i wielki wkład w rozwój literatury tak czeskiej, jak słowackiej. Pojawi się jeszcze na tych łamach.


Widok z Małej Czantorii na wschód. Widać ośrodek narciarski nad Poniwcem i masyw Wielkiej Czantorii. W głębi, po lewej stronie góruje nad Śląskiem najwyższy szczyt tej części Beskidów, czyli Skrzyczne. 


Spowiedzisko: kolejny leśny kościół, położony dziś dokładnie na granicy czesko-polskiej.


Wycieczkę z Czantorii do Dzięgielowa, jeżeli nie do samego Cieszyna mogę śmiało polecić wszystkim Czytelnikom. Na czar Pogórza Śląskiego okazałem się być nieodporny już wiele lat temu.


"Wsi spokojna, wsi wesoła!" 

Czy ktoś podjąłby się przełożenia Kochanowskiego na śląski?


Zbyt ładna pogoda w lecie zazwyczaj jest zapowiedzią burzy. Do Cieszyna docierałem mając w żywej pamięci komiks o krzyczącym robocie.


Na przedmieściu Cieszyna można obejrzeć interesujący pomnik. Choć tablica jest na pewno odnowiona lub odtworzona, datę zachowano oryginalną. A więc: "Na pamiątkę odrodzenia Państwa Polskiego. Mnisztwo 1.XI.1918". Pokazuje to wyraźnie, że datę 11 XI wybrano, bo jakąś trzeba było wybrać, a ta dodatkowo łączyła nas ze sprawą Aliantów. Do wyboru było jednak cały szereg wydarzeń, gdzieś od końca października do połowy listopada 1918 roku.

W następnym odcinku, na wzór dawnego spaceru po Bielsku, obrazki cieszyńskie.

1 - Krygowski Władysław, "Beskidy", t. 1: Śląski - Żywiecki, Mały i Makowski (część zachodnia), Warszawa 1974, s. 114

4 komentarze:

  1. "Czy ktoś podjąłby się przełożenia Kochanowskiego na śląski?"
    Zbyszku! To byłoby trochę bez sensu, bo Kochanowski pisał de facto po śląsku, czyli XVI-wieczną polszczyzną, której we wszystkich odmianach śląskiego do dziś jest sporo. Mój 2xpradziadek (rodem spod Opola) nazywał się np. Lendla co wywodzi się ze staropolskiego określenia słowa "ziemia". Czyż to nie piękne nazwisko dla górnośląskiego rolnika?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam niezmiennie Twój lokalny patriotyzm, ale między "jest sporo" a "pisał de facto po śląsku" jest jednak pewna różnica.

      Usuń
  2. Otóż nie. Punktem odniesienia nie jest przecież współczesna śląszczyzna i XVI-wieczna polszczyzna tylko XVI-wieczna śląszczyzna kontra XVI-wieczna polszczyzna. Bo chyba nie chcesz tłumaczyć Kochanowskiego na język którego nie zrozumiałby żaden XVI-wieczny - współczesny Kochanowskiemu - Górnoślązak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nic nie zamierzam, napisałem żart. Postaram się pamiętać w przyszłości o odpowiednim oznaczeniu. Jakaś emotka albo coś.

      Usuń