poniedziałek, 14 września 2020

Kurtynowe obrazki kolejowe, cz. 1

Od mniej więcej roku na blogowym serwerze kurzył mi się przegląd kolejowy z zeszłorocznego spaceru. Opublikowałem taki po spacerze z 2018 (tutaj i tutaj), więc to już coś na kształt świeckiej tradycji, a w końcu tradycje trzeba szanować. Tym bardziej, że mijające lato było turystycznie jakby "nieco" mniej wyczynowe, więc sobie dla inspiracji trochę powspominam.

Pierwszy obrazek kolejowy jest pod torami. W przejściu podziemnym pod peronami dworca w Torgau nad Łabą można zobaczyć ilustracje do obu moich przechodzących przez Torgau spacerów. Z lewej strony widać zamek Hartenfels oraz sylwetki Katarzyny von Bora, Marcina Lutra i jednego z elektorów saskich, najprawdopodobniej Jana Fryderyka, wielkiego opiekuna luteranizmu i budowniczego kaplicy na torgawskim zamku. Z prawej strony widać scenę spotkania żołnierzy amerykańskich i radzieckich na zburzonym moście nad Łabą. Z jakiegoś bliżej nieogarniętego powodu przejście prowadzi na perony, ale już nie na drugą stronę torów. By dostać się na torgawski cmentarz, odległy od tego przejścia o jakieś sto metrów musiałem pokonać półtora kilometra.

Przyznaję, że temu zdjęciu trzeba się bardzo przyjrzeć, żeby zobaczyć tory: są ukryte w drodze, w mozaice cienia i ostrego, lipcowego światła. Torgau było kiedyś węzełkiem kolejowym. Z ważną linią Haale-Chociebuż (Cottbus) łączyły się tutaj linie lokalne: na północ, do Pretzsch i dalej, do Wittenbergi oraz na południe, do Belgern. Linia do Pretzsch istnieje, ale nie ma na niej ruchu, linię do Belgern - której ślad pod Torgau "widać" na zdjęciu - została fizycznie zlikwidowana. Obie linie umarły w kryzysowych dla byłej NRD latach 90-tych. Pokazuje to i wspominam trochę jako ciekawostkę, trochę z uczciwości: choć lokalne koleje w Niemczech czy Czechach mają się znacznie lepiej, niż w Polsce, to jednak również w tych krajach szereg odcinków zlikwidowano. Dziś wydaje się oczywiście, że przedwcześnie, a lokalna społeczność działa na rzecz przywrócenia ruchu na odcinku Torgau-Pretzsch [1].

Za to na linii do Chociebuża w jedną, a Eilenburga, Lipska i Haale w drugą stronę jest spory ruch. Tu na przykład spotkałem pociąg towarowy ciągnięty przez lokomotywę DB 145. 

Lipsk jest wyjątkowym miastem z wielu powodów. Po pierwsze, wśród niemieckich miast był wyjątkowo mało zniszczony w czasie wojny, zachowało się tu więc kompletne, zabytkowe centrum. Poza tym jest tu największy niemiecki ratusz i najstarszy dworzec, dumnie prezentujący się na powyższym zdjęciu. Od 1842 roku jeździły stąd pociągi do Hof w bawarskim Vogtlandzie. Dziś ruch kolejowy przeniósł się do zbudowanego kilka lat temu lipskiego tunelu średnicowego, ale fasadę-bramę dworca na szczęście zachowano. Fajnie przypomina ona pionierskie czasy kolei, gdy dopiero szukano kształtów i ram dla tej zupełnie nowej technologii. Zwróćcie uwagę: świątynie budowano od zawsze, zamki i pałace tak samo, a dworce kolejowe - to była zupełna nowość. Tu forma nawiązuje wyraźnie do sztuki klasycznej. Kto widział monachijskie Propyleje, może mieć jeszcze wyraźniejsze skojarzenie, choć akurat budowla w bawarskiej stolicy była w czasie otwarcia dworca wciąż na etapie trwających dekady planów.

Oczywiście Lipsk potrzebował większego dworca. Dworzec Główny w Lipsku ukończono na początku pierwszej wojny światowej, pod sam koniec przemysłowej i kolejowej potęgi kajzerowskich Niemiec. I jest serio gigantyczny: skierowana w stronę Starego Miasta fasada liczy ok. 300 metrów długości, kryją się za nim 23 tory. Dla porównania, pokazywany kiedyś, również końcowy dworzec Marsylia Saint-Charles ma 16 torów.

A nieopodal dworca można zobaczyć pomnik kolei drezdeńsko-lipskiej. W chwili uruchomienia w 1839 roku - trzy lata przed pierwszą koleją na dzisiejszych ziemiach polskich - była to pierwsza dalekobieżna linia kolejowa w Europie. A, i miała pierwszy tunel też.

Nie wszystko co na torach to pociąg dalekobieżny, są też tramwaje. Po drodze widziałem sześć sieci tramwajowych: cztery w Niemczech (w Lipsku, Naumburgu, Erfurcie i Gotha) i dwie w Austrii (w Linzu i Mariazell). Z tej szóstki najosobliwszy jest tramwaj w Mariazell, najkrótszy w Naumburgu. Sieć tramwajowa w Naumburgu liczy 2,9 kilometra i, co ciekawe, nie jest tylko atrakcją turystyczną, ale całkiem normalną formą komunikacji miejskiej [2]. Dla porównania, istniejące tylko kilka lat tramwaje w Cieszynie pokonywały 1,8 kilometra [3]. Najkrótsza we współczesnej Polsce sieć tramwajowa to licząca 1,75 km odtworzona linia tramwaju konnego w Mrozach [4].

Do najpiękniejszych odcinków mojej trasy należał ten nad Soławą (Saale). Sądzę, że równie pięknie jest podziwiać jej dolinę z pociągu pędzącego linią Kolei Turyńskiej (Thüringer Bahn). Tym bardziej, że co krok to zamek. Na zdjęciu powyżej można zobaczyć zamek Rudelsburg, miejsce sławnych zjazdów korporacji studenckich. Zabytkowy most pod zabytkowym zamkiem przekracza pociąg Talent 2 prywatnej firmy Abellio Rail Mitteldeutschland.


Na tej samej linii, kawałek dalej: lokomotywa DR 243 z piętrowymi wagonami zbliża się do węzłowego Großheringen.

Dworzec Bawarski w Lipsku jest w Niemczech najstarszym dworcem, wiadukt Kolei Turyńskiej w Apoldzie jest za to jednym z najstarszych wiaduktów. Ukończono go w 1846 roku, a budowa, jak można się dowiedzieć na stronie miasta, była wyjątkowo trudna ze względu na niekorzystne, bagienne podłoże [5].

Bardzo miłe wrażenie robią tramwaje w Erfurcie. Stolica Turyngii włożyła mnóstwo wysiłku w przekształcenie starej sieci tramwajowej w jej nowoczesną odsłonę, nazywaną tu Stadbahn - Koleją Miejską. Tory są między innymi wpuszczone w chodniki staromiejskich deptaków, dokąd nie mają wstępu samochody. Dzięki temu na erfurckim starym mieście wciąż dostępny wygodny transport, a jednocześnie nie ma całego chaosu generowanego przez auta. Na zdjęciu ulica Anger, tworząca jeden z salonów Erfurtu. Na marginesie wspomnę, że Anger to "łąka", "wygon" czy "pastwisko". Tę nazwę nosiła np. dzisiejsza Łąkowa we Wrocławiu.


Sporo dni później, po drugiej stronie Lasu Turyńskiego. Autobus szynowy Stadler Regio-Shuttle RS-1 mknie sobie doliną Werry w okolicach Meiningen. Sympatyczne biało-zielono-czerwone malowanie wskazuje na Süd-Thüringen-Bahn, stworzonego wspólnie przez rządy Hesji i Turyngii lokalnego przewoźnika.


Na wschód od Coburga nad doliną rzeki Itz przechodzą dwa mosty, ale przez długie lata jednego jakby nie było. Bliżej nas widać most autostrady A73, w głębi - zbudowany na początku obecnego wieku most szybkiej linii kolejowej z Norymbergi do Erfurtu. Most ukończono w 2005 roku, gdy do końca kosztownej budowy linii kolejowej było jeszcze bardzo daleko. Wysoka konstrukcja stała więc ponad dekadę nieużywana i była przedmiotem kpin i oskarżeń o niegospodarność. Gdy wreszcie dociągnięto do niego tory okazało się, że w czasie budowy popełniono błędy, które trzeba było poprawiać. Ostatecznie linię kolejową otwarto w grudniu 2017 roku, znacznie skracając podróż między Berlinem a Monachium [6]. 


Przenosimy się na północno-zachodnie krańce Czech, w rzadko zaludnione wzgórza Smreczan (Smrčiny). Z Chebu przez biegnie linia do Hranic. Nazwa miejscowości sporo mówi - to nawet dzisiaj jeden z czeskich końców świata, trudno sobie wyobrazić, jak tam się żyło za zimnowojennych czasów. Biegnie tam jednotorowa, niezelektryfikowana linia kolejowa, jak widać na zdjęciu.


A to spojrzenie na węzłową stację kolejową w Chebie w tym samym kraju karlowarskim. Krzyżuje się tu kilka linii kolejowych, z których dwie obsługują ruch do Niemiec - jedna do Bawarii, druga do Saksonii. Była jeszcze jedna linia do Bawarii, ale ta nie przetrwała zimnowojennego zamknięcia granic w 1945 roku. Łącznie w historii istniało sześć połączeń Bawarii z Czechami, czynne są cztery (z tego jedno od 2015 roku).


Na tym zdjęciu, od razu wyjaśniam, pociągu (chyba) nie widać. To wprowadzenie do następnego zdjęcia, na którym pociąg (trochę) jest. Na całym odcinku niemiecko (bawarsko)-czeskiej granicy biegnącej przez Czeski Las, między Aszem a rejonem Domażlic - 90 kilometrów w linii prostej - nie ma i, jeżeli się nie mylę, nigdy nie było połączenia kolejowego. Trudno się dziwić: raz, że góry, dwa, że mało ludzi, ponieważ góry. Najbliższą okazję do poprowadzenia torów dawało wielkie obniżenie między Czeskim Lasem a Szumawą, które Niemcy nazywają Obniżeniem Chamu-Furthu (Chamsko-Furtckim?; Cham-Further Senke), a Czesi Pogórzem Wszerubskim (Všerubská vrchovina). Tam, u stóp Czerchowa znajduje się kilka przełęczy, z których tory pociągnięto przez Przełęcz Domażlicką (Domažlický průsmyk), 524 metry nad poziomem morza. By podjechać na taką wysokość pociągi opuszczają ukryte z prawej strony miasteczko Furth im Wald, szerokimi łukami okrążają masyw Diebergu (z lewej strony), i za tą górą kierują się na Domażlice.

[Na marginesie dodam, że to wielkie obniżenie między Czeskim Lasem a Szumawą było jedną z bram wiodących z zachodu do Czech. Przemaszerowało tędy mnóstwo armii i stoczono mnóstwo bitew: w 1040 roku nieopodal, pod Brudkiem Brzetysław pobił Henryka III, a w 1431 roku tędy na klęskę pod Domażlicami szła piąta krucjata antyhusycka.]


Przy odrobinie uporu na tym zdjęciu można zobaczyć pokonujący tę trasę pociąg. Widać go w środku, między drzewami, gdzie pnie się w górę w drodze do Czech. Jeździ tędy na przykład "Ekspres zachodni" ("Západní expres"), łączący Pragę z Monachium.  

Cdn.

1 - o czym na stronie http://elblandbahn.de/
2 - o historii i współczesności naumburskiego tramwaju: https://www.naumburger-strassenbahn.de/geschichte/historie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz