czwartek, 7 czerwca 2018

Widoki z drogi. Cz. 25: z Drezna do Strehla

We wspomnieniowym przeglądzie letnich obrazków dotarliśmy do Drezna. Stolica Saksonii to wielki pomnik Augusta II. Lata temu w moim kole PTTK odbyła się bardzo ciekawa prelekcja, na której porównane były pamiątki po Sasach w Warszawie i w Dreźnie. Wspomniałem już o tym w obszernej notatce z drogi, pisanej przy lekkiej chorobie w internetowej kafejce. Nad Wisłą trzeba mieć dużo samozaparcia, by znaleźć jakiekolwiek ślady wieloletniego przecież panowania Wettynów na polsko-litewskim tronie.


A nad Łabą trudno ich nie zauważyć! Wielkim pomnikiem "naszych" Wettynów jest choćby sławny Zwinger. Obaj sasko-polscy władcy zajmują honorowe miejsce na Fürstenzugu, zdobiącym jedną z elewacji rozległego zamku Pochodzie Książęcym. Władców podpisano tam nie pod imionami, pod jakimi znani byli jako elektorzy sascy, ale tymi królewskimi, polskimi: Augusta II i Augusta III. Przedstawienie królów przywołuje oczywiste skojarzenia ze Złotym Jeźdźcem.


Jest też posąg Wettyna zapomnianego. To Fryderyk August III, pierwszy król Saksonii i książę warszawski. Oba tytuły zyskał z łaski Napoleona. W Polsce zupełnie nieznany, w Saksonii zasłużył na przydomek Prawego - der Gerechte.


Drezno to też jedna ze stolic luteranizmu. Wznoszący się nad miastem, odbudowany Kościół Mariacki - Frauenkirche - to jedna z najwspanialszych i najsłynniejszych świątyń protestanckich. Obok Kościołów Pokoju w Świdnicy i Jaworze to kolejny przykład, jak barok został przez protestantów przyjęty i twórczo rozwinięty jako swój.


Potwornie zniszczone w czasie wojny Drezno jest do dzisiaj odbudowywane. To też pomnik zjednoczenia Niemiec: przez lata Frauenkirche leżało w gruzach, a okolica była pusta. Było to tak upamiętnienie wojny, jak nieudolności komunistycznej władzy. 


Oczywiście, w protestanckiej Saksonii byli jacyś katolicy. Jednak przez dwieście lat chowali się dyskretnie po kątach: nie było kościołów, księży, struktur. Prześladowania legalizowała zasada pokoju augsburskiego: cuius regio, eius religio. Szkolnie tłumaczy się to słowami "czyja władza, tego wiara"; mniej szkolnie jest też mniej dyplomatycznie. August II przeszedł na katolicyzm, by objąć tron Polski. Jego żona tego nie zrobiła, rezygnując z korony


Decyzję Augusta przyjęto w Saksonii z niedowierzaniem i niechęcią. Elektor saski był przywódcą protestantów Rzeszy. Co najmniej dziwna była w tej epoce wciąż gorących sporów wyznaniowych sytuacja, by to stanowisko zajmował katolik. Niemniej August został przy swoim. Katolikiem został też jego syn i następca, a potem cała już dynastia Wettynów. Pomnikiem tej konwersji jest Hofkirche, czyli Kościół Dworski.


W krypcie kościoła obok siebie znajduje się potężny sarkofag Augusta III i urna z sercem Augusta II. To zdjęcie symbolicznie przedstawia też zmierzch jednego z ostatnich przejawów stołeczności Krakowa: pogrzeb Augusta II był ostatnim pochówkiem królewskim na Wawelu. Ciała jego syna nigdy już nad Wisłę nie przewieziono.


W znakomitych zbiorach drezdeńskiego Zwingera dostrzec można też piękną głowę Niobe, siostrę tej nieborowskiej.


Barokowa stolica Wettynów najdumniej prezentuje się z brzegów i mostów Łaby. Widok na Stare Miasto od północy upamiętnił przed prawie trzema wiekami Bernardo Bellotto, czyli dobrze znany warszawiakom Canaletto.


Wizję malarza ujęto dziś w solidne ramy. Zachęcam do porównania z oryginałem. Podobnie jak w warszawskich obrazach ciekawe są uchwycone w konkretnym momencie dopiero wznoszone lub później przekształcone budowle. Młody wtedy weducista uchwycił na przykład dopiero budowę Kościoła Dworskiego.


Rano 16 sierpnia pogoda była już marniejsza. Znad zakola Łaby w Pieschen ostatni raz patrzyłem na stare Drezno.


"To nie gra roli, takie rzeczy trzymają się wyobraźni jak rzep psiego ogona, panie kolego. Ja panu wyliczę wszystkich wodzów indiańskich z powieści Karola Maya, a czytałem to dwadzieścia lat temu. To jest sugestia podświadoma, proszę pana..."

Grób Karola Maya w Radebeul1.



Między współtworzącymi dzisiaj miasto Radebeul Serkowitz a Kötzschenbroda obejrzeć można odnowiony w końcu XX wieku tzw. Weiberstein. Pomnik poświęcony jest ocaleniu księcia elektora Fryderyka Augusta III, przyszłego księcia warszawskiego i pierwszego króla Saksonii. W październiku 1784 dwór zmierzał tędy na polowanie, a że wylana Łaba podcięła właśnie drogę, księciu panu zagrażało niebezpieczeństwo. Dwie chłopki ostrzegły księcia przed niebezpieczeństwem. W efekcie dostojny Wettyn ocalał, drogę zbudowano na nowo, i nawet, co z pewnością by nastąpiło w naszej szlacheckiej Rzeczypospolitej, bezczelnych kobiecin nie wychłostano za śmiałość przeszkadzania monarsze w polowaniu.


Nazwa Kościół Pokoju wydawała mi się zarezerwowana dla naszego Śląska. Tymczasem na kolejny Friedenskirche natrafiłem w Radebeul, dokładniej w jednej z jego historycznych części, czyli Kötzschenbroda. Latem 1645 roku podpisano tutaj zawieszenie broni kończące walki między Szwecją a Saksonią. Była to część wojny trzydziestoletniej, która przeorała bezlitośnie środkową Europę. Wojna ta będzie jednym z tematów mojego tegorocznego letniego spaceru.


Wnętrze kościoła wypełniają empory i masywne, współczesne organy. Co pozwala mi przyłączyć się do głosów radości, że ukończono odbudowę organów u gdańskiej Świętej Trójcy!


Święty Mateusz na niszczejącej ambonie w kościelnym ogrodzie.


Viva!


Ponieważ uparcie trzymałem się zasady marszu pieszego, byłem ograniczony do stosunkowo nielicznych mostów. W końcu prom to już silnik. Od Pirny do Drezna szedłem lewym brzegiem, do Miśni prawym. Od Miśni trzymałem się już konsekwentnie lewego brzegu, mając nadzieję, że most w Wittenberdze jest dostępny dla pieszych.


Po kilku godzinach marszu przez nadłabską równinę wokół Radebeul dotarłem do wału granitowych wzgórz Spaargebirge.


Ich łagodniejsze stoki pokrywają sady i ogrody.


Wyłaniająca się zza kolejnego łuku rzeki katedra i zamek oznaczały, że zbliżałem się do Miśni.


Saski słup pocztowy przy moście w Miśni.


Widok staromiejski: gotycki portal.


Widok staromiejski: konstrukcja szkieletowa domu. Wypełnienie nie jest widoczne, stąd nie wiem, czy jest to cegła (wtedy nazywamy taką konstrukcję murem pruskim) czy mieszanina gliny, sieczki i tym podobnych elementów (wtedy jest to szachulec).


Gotycka brama miśnieńskiego hradu. Bardzo przypomina mi Bramę Zygmuntowską zamku bratysławskiego.


Portal na miśnieńskim wzgórzu. Ciekawa jest dla mnie jego boczna ozdoba. To tak zwany ornament okuciowy, przypominający kowalskiej roboty okucia drzwi czy okiennic. Do tej pory znałem go głównie z renesansowej sztuki niderlandzkiej, więc również z Gdańska.


Ponad miastem góruje gotycka katedra. Warto zaznaczyć, że wspaniałe wieże są neogotyckie, wzniesiono je na początku XX wieku.


Najwspanialszą ozdobą katedry jest wewnętrzny portal łączący nawę z Kaplicą Książęcą. W górze dostrzec można klasyczną grupę deesis: surowego, sądzącego Chrystusa próbuje przebłagać Jego Matka i św. Jan Chrzciciel.


Wydaje się, że nie dla wszystkich uda się coś wynegocjować.




Stiukowe sklepienie bocznej kaplicy, miejsca pochówku księżnej Barbary Jagiellonki.


Luterańskie tłumaczenie Biblii, wydanie Hansa Luffta z 1571. Wittenberska oficyna Luffta odegrała wielką rolę w rozpowszechnianiu niemieckiego tłumaczenia Pisma Świętego.


Domy nad strumieniem Triebisch.


Ruiny klasztoru benedyktynek na przedmieściach Miśni. Zniszczenie klasztorów było jedną z przykrych konsekwencji Reformacji i ważnym argumentem w dyskusji nad tym procesem. Warto przy tym pamiętać, że jeżeli nawet polskie klasztory ocalały w XVI wieku, to skosiła je fala oświeceniowych i późniejszych kasat. Większość istniejących dziś w zabytkowych polskich klasztorach wspólnot (np. Wąchock i Tyniec) jest odrodzona.


Na wale przeciwpowodziowym niedaleko Miśni.


Zamek Neuhirschstein. Minął mnie właśnie masywny statek wycieczkowy o gustownej nazwie "Viking Beyla", który wcześniej widziałem zacumowany w Miśni. Internet powiedział mi, że firma Viking River Cruises dysponuje flotą ponad sześćdziesięciu statków. Kolejne razy statki tej samej firmy widziałem w Arles i w Bratysławie. 


Cudownie fin de sièclowy sufit w restauracji w Pirnie.


I wreszcie: późnym wieczorem w Strehla. W tym momencie jeszcze myślę, że przenocuję na tutejszym kempingu.

Cdn.

1 - Seyda Kazimierz, "C. K. Dezerterzy", Warszawa 1987, s. 85

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz