niedziela, 24 czerwca 2018

Widoki z drogi. Cz. 26 i ostatnia: z Strehla do Wittenbergi

W Strehla planowałem spać na kempingu. Niestety, zastałem zamkniętą na głucho bramę. Dobiegały zza niej co prawda ludzkie głosy, jednak nikt nie zareagował ani na dzwonek, ani telefon pod wskazany numer. Co było robić; biwakowałem na rozłożonych nad Łabą łąkach. 


Dopiero rano mogłem w pełni docenić urok miejsca, do którego dotarłem późnym już wieczorem. W starorzecze Łaby wrzynała się potężna, wygładzona przez wodę skała. Widać ją bardzo wyraźnie na zdjęciu satelitarnym. Co więcej, jak dowiedziałem się w miasteczku, skały przegradzały kiedyś koryto rzeki - bardziej jako próg czy rafa, nie jak wodospad. Rozsadzone w latach 30-tych zniknęły pod wodą, ale przetrwały legendy o syrenkach i topielcach, upamiętnione na pozostawionym w świętym spokoju głazie na brzegu.


Nadłożyłem nieco drogi, żeby za dnia obejrzeć Strehla. Miasto ma w sobie typowe dla dawnego NRD nieco zapuszczone, zabytkowe piękno. Szczególnie dotyczy to górującego nad nim renesansowego zamku.


Zamek nosi ślady licznych przebudów. Mi się najbardziej spodobał ten renesansowy wykusz.


Strehla ma również późnogotycką farę i rynek - oczywiście ze słupem pocztowym.


To zabrzmi dość dziwnie, ale po długim czasie spędzonym wśród wzgórz i pagórków (które towarzyszyły mi z krótki przerwami od Jawora) z dużą przyjemnością patrzyłem na taki krajobraz. Może nie mazowiecki, ale, powiedzmy, kujawski.


Prezentowane już Belgern to sympatyczne, nieco senne miasteczko. Pokazywałem już tutejszego Rolanda. Na zdjęciu powyżej widać słup pocztowy i wieżę belgernskiej fary.


Wspaniały kościół był pusty - i otwarty. To widoczna różnica cywilizacyjna, ale też znak, że jestem z dala od utartych turystycznych szlaków. Wąską nawę nakrywa fantazyjne sklepienie powstałe na styku późnego gotyku i tutejszego renesansu. Wnętrze wypełniają szczelnie przeszklone empory. Wynikają one zapewne z dwóch zjawisk jednocześnie: miasto przeżywało swój rozkwit, i wierni się nie mieścili, a przy tym przeszli na luteranizm i kościół w tym duchu przekształcono.


Belgern ma też kawiarnię i bramę miejską. A co.


Torgau. Wspaniałe miasto ma też mało znaną polską nazwę - Torgawa. Nie upieram się przy jej stosowaniu. Jak wspominałem w notatce z drogi, miasto kojarzyło mi się przez lata głównie jako miejsce spotkania amerykańskich i radzieckich żołnierzy w 1945 roku. Później dowiedziałem się więcej i więcej, z dużą ciekawością oczekiwałem więc choć krótkiego zwiedzania.


Najwspanialszą ozdobą miasta jest wznoszący się nad Łabą zamek Hartenfels. To głównie dzieło wczesnego renesansu pierwszej połowy XVI wieku, dawna rezydencja elektorów saskich.


Perłą rozległego dziedzińca jest lekka, ażurowa klatka schodowa, piękny i elegancki popis architektoniczny z XVI wieku.


Postój Armii Czerwonej zostawił na zamku wyraźne ślady. Cóż, kto sieje wiatr...


Sklepienie najwyższej kondygnacji klatki schodowej.


Kartusz herbowy. W centralnym polu widnieje herb Wettynów, rodziny rządzącej w takiej czy innej formie Saksonią przez prawie 900 lat.


Zamek w Torgau to też kaplica dworska wzniesiona według wskazówek Marcina Lutra, najstarszy przykład architektury luterańskiej na świecie.


Zawieszona centralnie ambona ozdobiona jest trzema scenami: centralną, przedstawiającą małego Jezusa nauczającego w Świątyni oraz bocznymi, wygnania kupców ze Świątyni i spotkania z cudzołożnicą. Rzecz jasna, ich wybór nie jest przypadkowy. W scenie nauczania Chrystus wskazuje na rozłożoną księgę - to oczywiście ilustracja zasady Sola Scriptura, Tylko Pismo. Scena z nierządnicą ilustruje zasadę Sola Gratia - Tylko Łaska, a ta z wypędzeniem kupców - Sola Fide, czyli Tylko Łaska.


Zaraz za murami zamku i fosą, w której żyją zamkowe niedźwiedzie wyrasta potężna torgawska fara. Na jej fasadzie widać wyraźnie długą, sięgającą romanizmu historię.


Wnętrze jest wspaniałą gotycką halą.


Epitafium Katarzyny von Bora, żony Marcina Lutra. Wśród zmian wprowadzanych w Kościele przez Lutra znalazło się m.in. zniesienie celibatu. Mimo to reformator nie śpieszył się z ożenkiem; ślub z byłą mniszką Katarzyną wziął w 1525 roku. Pani Luter stała się wzorem dla żon protestanckich księży: była nie tylko kochającą małżonką i matką, ale też świetnie zorganizowaną gospodynią dla wittenberskiego domu (w którym mieszkał stale lub czasowo tłum ludzi). Katarzyna von Bora zmarła w wyniku wypadku pod Torgau w roku 1552 i została pochowana w tutejszym kościele farnym, z dala od męża.


Z Torgau wyszedłem około 19 z zamiarem rozbicia się gdzieś na łąkach na północ od miasta. Sytuację nieco skomplikowała zbliżająca się burza. Trudno, szkoda było wracać do miasta; tropik wytrzymał.


Mnie śmieszy.


I jeszcze jedno, poranne spojrzenie na Torgau.


Z radością patrzyłem na spadające kilometry na drogowskazach.


Widok na gotycką farę w Dommitzsch.


Miasteczko jest (lub było) ewidentnie bardzo dumne ze swojej sztuki dekoracyjnej. Tu fontanna przed ratuszem...


...tu orzeł w tympanonie samego ratusza...


...tu brama nieczynnej fabryki na przedmieściach.


Na szlaku w rejonie Wörblitz. Jeszcze chwila i przekroczę granicę między krajem związkowym Saksonią a Saksonią-Anhalt. Saksonię podzielono w 1815 roku: miała być to kara za sojusz z Napoleonem, a przy okazji zaspokojenie pruskich ambicji po latach napoleońskich upokorzeń. Na pocieszenie zostawiono Sasom koronę królewską, ale poza granicami ich królestwa pozostała między innymi dawniej stołeczna Wittenberga.


Kościół Wodniaków Łabskich (Schifferkirche) w Priesitz. Wnętrze zdobi podobno gotycki ołtarz. Niestety, nie miałem możliwości zobaczenia go. Metalowy słup po prawej stronie wskazuje poziomy osiągnięte przez łabskie powodzie. Jego szczyt oznaczono datą 2002. Wielka powódź zalała wtedy Pragę i Drezno, powodując wielkie zniszczenia.


Panorama Pretzsch. Przedstawiałem już to miejsce Czytelnikom wspominając o pochowanej tutaj niekoronowanej królowej polskiej, Krystynie Eberhardynie.


Widok z Pretzsch: placyk z pomnikiem poległych w wojnach o zjednoczenie Niemiec, czyli w konfliktach z Austrią i Francją. W krótkiej wojnie z Danią, jak się wydaje, nikt z miasteczka nie zginął.


Olbrzymia farma wiatrowa w rejonie Kemberg. Kiedy Polacy wciąż stawiają na węgiel i niszczenie swojego zdrowia, Niemcy konsekwentnie inwestują w energetykę odnawialną. Saksonia-Anhalt może obecnie produkować 5118 megawatów z siłowni wiatrowych1. Jeden land, z wiatraków - niemal tyle, co nasz Bełchatów.

W ramach pociesznej, samokrytycznej anegdotki opowiem, że zajęło mi dużo czasu zrozumienie, że te następujące co chwila zaćmienia słońca to nie problem z głową, a ruszające się w oddali łopaty wiatraków.


Byłem zdecydowany bez oglądania się na koszt przenocować się w cywilizowanych warunkach. Niestety, kolejne miejscowości nie oferowały żadnych noclegów. Wzmocniony gościną udzieloną przez strażaków-ochotników z Rackith (pozdrawiam serdecznie!) wyszedłem polnymi drogami w stronę Wittenbergi. Rozbijałem namiot na polu z widokiem na nieodległe już miasto.


Noc była chłodna i pełna hałasujących borsuków. Bardzo wcześnie rano wstałem i oporządziwszy się mniej więcej (przecież po coś niosłem grzebień) ruszyłem przez nadłabskie pastwiska i ugory.


Co ciekawe, w sumie nie miałem pewności, czy przez most na Łabie mogą przejść piesi. Byłoby to o tyle problematyczne, że wcześniejszy most jest w Torgau, ok. 60 kilometrów w górę rzeki, a następny, w ciągu federalnej autostrady nr 9 - ok. 30 kilometrów w dół. Byłem jednak zdecydowany przedzierać się wbrew możliwym technicznym i policyjnym przeciwnościom. Na szczęście most miał odpowiednie chodniki, i z tego zachodniego mogłem podziwiać panoramę zaskakująco z tej perspektywy skromnie wyglądającej Wittenbergi. 


Pięknie się wątki wiążą: Mikołaj Ludwik (Nicolaus Ludwig) hrabia von Zinzendorf, założyciel Herrnhut uczył się w Wittenberdze.


I dotarłem. Zgodnie z oczekiwaniami, ten spacer dał mi energię i pomysły na cały rok szkolny. A skoro do jego końca też dotarłem, czas wkrótce ruszać w nową drogę.

A więc: cdn.!


1 - raport Deutsche WindGuard GmbH, dostępny pod tym linkiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz