wtorek, 19 czerwca 2018

Najdalszy ślad Imperium

Mam pretensję do wielu ludzi, głównie nieżyjących. Gdyby uporządkować tych nieświadomych mojego istnienia nieszczęśników chronologicznie, gdzieś na początku byliby germański wódz Arminius i rzymski cesarz Kommodus. Pierwszy w 9 roku naszej ery spuścił Rzymianom wpier pobił Rzymian w Lesie Teutoburskim. Generalnie chwała mu za to i cześć, ale August się po klęsce obraził i uznał, że może jednak nie będzie przesuwał granicy Imperium nad Łabę. Drugi z kolei też się obraził, ale na swojego ojca, cesarza Marka Aureliusa. Choć nie był takim wariatem, jakiego stworzyli twórcy "Gladiatora", to objąwszy władzę zakończył wojny z Markomanami, przekreślając skutki wieloletnich walk o ziemie dzisiejszych Czech, Moraw i Słowacji.


Obrażony jestem za to, że nasze ziemie nie stały się nigdy częścią rzymskiego świata. Pewnie, nie ma co wyobrażać sobie zbyt dużo. W końcu w granicach Imperium Romanum była znaczna część Rumunii i cała Albania, a jakoś te kraje nie są słynącymi w świecie ostojami dobrobytu. A jednak trochę zazdrość bierze, gdy się widzi trewirską Porta Nigra. No, ale zawsze mamy Biskupin i Kopiec Kraka. 


Wróćmy do Marka Aureliusza. Jego wierne legiony przez kilkanaście lat przekraczały w kolejnych kampaniach Dunaj, walcząc z Kwadami, Markomanami i innymi germańskimi plemionami. W czasie tych wypraw zakładano w różnych miejscach obozy, których ślady z wysiłkiem odnajdują dzisiaj archeolodzy. Jeden z takich obozów istniał nawet na przedmieściu Ołomuńca, trudno jednak tam zobaczyć jakieś rzymskie ślady. Można to za to zrobić w słowackim Trenczynie, 87 kilometrów i 800 metrów od polskiej granicy.


Trenczyńską inskrypcję pozostawił wydzielony oddział jednego z legionów, który przepędził zimę 179 roku w miejscu nazywanym przez Greków Leukaristos, a przez Rzymian Laugaricio. Czy to żołnierzom się nudziło, czy ich dowódca - legat Marek Walerian Maximianus - bardzo chciał się upamiętnić, trudno stwierdzić. W każdym razie na skalnej ścianie u północnych krańców treńczyńskiego wzgórza zamkowego wykuto duży, dziś nadal dobrze czytelny napis:

VICTORIAE
AVGVSTORV[M]
EXERCITVS QVI LAV
GARICIONE SEDIT MIL[ITES]
L[EGIONIS] II DCCCLV
MAXIMIANVS LEG[ATUS] LEG[IONIS] II AD[IUTRICIS] CVR[AVIT] F[ACIENDUM]

Co można z pewną swobodą przełożyć tak:

[Na cześć] zwycięstwa Cesarzy i wojska, które w liczbie 855 żołnierzy 2. legionu obozowało w Laugaricio. Wykuć nakazał Maksymian, legat 2. legionu pomocniczego.


Choć napis był znany od setek lat, jego zbadania i ochrony podjął się dopiero w 1852 roku trenczyński proboszcz Ľudovít Stárek. Upamiętnia go odpowiednia tablica. Rzymskie dzieje są słusznym przedmiotem dumy trenczynian. Działa tu centrum handlowe Laugaricio, był też klub sportowy o tej nazwie, ale chyba wziął i nazwę zmienił.


Jeszcze niedawno nie wiedziałem, gdzie dokładnie jest inskrypcja. Powszechnie mówi się i pisze "na zamku w Trenczynie", więc tam chcieliśmy szukać. Tymczasem napis jest pod zamkiem, na skale zasłoniętej gmachem hotelu Elizabeth. By go obejrzeć należy - zapytawszy na recepcji - udać się na piętro i znaleźć odpowiedni, widokowy salonik.


Co samo w sobie jest uroczą trenczyńską osobliwością, nie wiedzieć czemu pracowicie ukrywaną na zdjęciach.

[o Trenczynie przypomniałem sobie w czasie tegorocznego spaceru w Osterburken, też na rzymskiej granicy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz