piątek, 28 lipca 2017

Kilometr 480, Hulczyn (Hlučín)

Odra koło Bogumina to granica historyczna w wielu znaczeniach. Tu była przed prawie dwa wieku linia dzieląca Śląsk austriacki od pruskiego; tutaj sięgnęła polska aneksja Zaolzia w 1938 roku. Tutaj też zaczyna się Hlučínsko, albo Śląsk Hulczyński.


Pomnik poległych w obu wojnach światowych mieszkańców Krawarzy (Kravaře). Świetnie widać dramatyczny przebieg drugiej wojny światowej. Na tablicy nie ma  poległych w latach 1939 i 1940. Pierwsze nazwiska oznaczone są datą 1941, a potem front wschodni pochłania już życie za życiem
Czytelnik ma pełne prawo zapytać w tym miejscu: zaraz, jak się właściwie nazywa to miasto? I tak, i tak. Po czesku to Hlučín, ale po niemiecku Hultschin. Polska nazwa pochodzi od tej niemieckiej, choć można spotkać również formę Hluczyn. Już to sygnalizuje nam, że chodzi o miejsce o skomplikowanej historii.

Jak już wspomniałem, po 1742 roku przy Habsburgach pozostały dwa kawałki Śląska: Cieszyński i Opawski, rozdzielone klinem morawskiej Ostrawy. Gdy po pierwszej wojnie światowej narodziła się Czechosłowacja, upomniała się ona o historyczne ziemie czeskie na Górnym Śląsku. Ambicje Pragi sięgały Raciborza. Ostatecznie w Wersalu zadecydowano o przyznaniu Czechosłowacji rejonu miasta Hulczyna. Problem był podobny do naszych praw do Górnego Śląska czy do Warmii: ludność owszem, mówiła po morawsku, ale zupełnie nie czuła potrzeby przynależności do Czechosłowacji. Decyzji Aliantów towarzyszyły protesty, a przywitanie wkraczającej w 1920 roku czechosłowackiej armii było co najmniej chłodne. Co ciekawe, dowiedziałem się, że jedna z obaw przed Czechosłowacją była religijna. Hulczynianie byli katolikami, podległymi morawskiej diecezji ołomunieckiej. W czym więc problem? Przecież swoje wycierpieli przy okazji pruskiego Kulturkampfu. Nie przeszkadzało im to jednak obawiać się nieznanej - czy husyckiej, czy ateistycznej - Czechsłowacji.

Hulczynianie dzielili potem los wszystkich Ślązaków. Ginęli na frontach drugiej wojny światowej, głównie w mundurach niemieckich. Warto zwrócić uwagę, że na pokazanym wyżej pomniku nie wymieniono armii czy bitew, zapewne dla uniknięcia kontrowersji. Po wojnie nowa Czechosłowacja traktowała ich podejrzliwie, jako potencjalnych zdrajców i kolaborantów. Wielu wysiedlono, inni musieli długo starać się o przyznanie obywatelstwa. O losach tego regioniku, miażdżonego przez koła zębate historii znakomicie opowiada bardzo ciekawe Muzeum Hulczyńska (Muzeum Hlučínska), którego odwiedzenie serdecznie polecam Czytelnikom.

Iluzjonistyczna polichromia sklepienia kościoła św. Jana Chrzciciela w Wielkich Hosztycach (Velké Hoštice)

Na zachód od Hulczyna, w stronę Opawy wznosi się kilka barokowych pereł. Jest tam i pałac w Krawarzach (których właścicielem był niegdyś alchemik Michał Sędziwój), i wspaniały kościół Jana Chrzciciela w Wielkich Hosztycach (Velké Hoštice). Ten ostatni, wzniesiony w latach 70-tych XVIII wieku pięknie pokazuje, jak trwałe były pod pruskim panowaniem wzorce habsburskiego baroku.

Hulczyn godny jest też odwiedzin dla zainteresowanych fortyfikacjami. Od 1935 roku wznoszono tutaj potężny łuk umocnień. Bodaj czterdzieści cztery, w większości bardzo ciężkie schrony rozłożyły się łukiem od rzeki Opawy do Odry. Chroniły i Hulczyn, i przemysłową Ostrawę. Nie przydały się do niczego. Może gdyby Polska, zamiast myśleć o krótkowzrocznym załatwianiu swoich interesów wsparła wtedy Pragę, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz