sobota, 15 lipca 2017

Kilometr 248, Kraków

Do Krakowa wchodziłem etapami. Najpierw w oddali pojawiły się potężne kominy Nowej Huty, latarnia morska dla tych, których droga pod Wawel biegnie od wschodu (od zachodu odpowiednikiem jest kamedulski erem na Bielanach; co piękniejsze, zostawiam do decyzji Czytelników). Potem był Potok Kościelnicki, który w 1815 roku decyzją Kongresu stał się granicą Królestwa Polskiego i Wolnego Miasta Krakowa, a tym samym, po klęsce nieudanego powstania z 1846 roku - rubieżą, gdzie stykała się władza carów i austriackich cesarzy. Wreszcie granice samego miasta, zaskakująco daleko wysunięte tutaj na wschód.


Widok z cmentarza ewangelickiego w Łuczanowicach na południe, ku Nowej Hucie
Reformacja w Krakowie pojawiła się bardzo szybko. Już w kilka lat po wystąpieniu Lutra w kościele św. Szczepana Jakub z Iłży głosił kazania zgodne z duchem nauczania Lutra; o ironio, ten sam kościół okazał się być później pierwszym krakowskim przyczółkiem jezuitów. Od dwustu lat najważniejszym miejscem dla protestantów krakowskich jest barokowy kościół św. Marcina, mijany codziennie przez tysiące turystów - zapewne bez świadomości, że nie jest to tylko kolejna świątynia rzymskokatolicka. 

Złoty czas Reformacji w całej Polsce i w Krakowie miał miejsce za panowania króla Zygmunta Augusta. Jego ojciec wydawał przeciwko protestantom edykty; choć, mimo surowego tonu, stracono na ich podstawie zdaje się tylko jedną osobę, to jednak wyznaczały one niekorzystną dla Reformacji atmosferę. Zygmunt August był władcą tolerancyjnym. Na jego sympatie dla Reformacji wpływały różne czynniki, także problemy małżeńskie. Nie wiemy już dzisiaj, jak blisko był pójścia drogą Henryka VIII; niekochana Katarzyna, trzecia żona ostatniego z Jagiellonów po prostu wyjechała z Polski. W każdym razie król przyzwalał na odbywające się w różnych miejscach nabożeństwa, a wreszcie wyraził zgodę na otwarcie w stolicy zboru ewangelickiego. Zgodnie z duchem Zgody Sandomierskiej kościół służył i luteranom, i kalwinom. Nazywano go Brogiem (czy na pewno pogardliwie?). Istniał do 1591 roku, gdy w czasie kolejnego już tumultu zniszczył go motłoch. Dziś na rogu ulic Św. Jana i Św. Tomasza widnieje niewielka, pamiątkowa tabliczka. Przypomina nam wszystkim, jak nietrwała była XVI-wieczna tolerancja polska.


Podczas drogi przez Kraków (rozciągłość miasta od północnego wschodu na południowy zachód wynosi w linii prostej ponad trzydzieści kilometrów) odwiedziłem lub odwiedzę też inne miejsca związane z Reformacją. Najpiękniejszym z nich jest malowniczo położony cmentarz w Łuczanowicach. W czasach pierwszych królów elekcyjnych miejsce to znajdowało się daleko za granicami Krakowa. Również dzisiaj tylko granice administracyjne każą nazywać tę okolicę miastem. Po zniszczeniu zboru na Św. Jana coraz mniej liczni ewangelicy krakowscy przenieśli tutaj swoje nabożeństwa, tutaj też pod opieką szlacheckiej rodziny Żeleńskich chowali zmarłych. I ten zbór zniesiono w dobie staropolskiej nietolerancji (był taki okres, był!), ale opuszczony cmentarz przetrwał aż do swojego odrodzenia w końcu XVIII wieku. Polecam to miejsce wszystkim Czytelnikom.

Moja droga biegnie na Wolę Justowską i Tyniec, ku kolejnym pomnikom polskiej kontrreformacji: przez erem kamedułów na Bielanach po Kalwarię Zebrzydowską. Dalej już Śląsk Cieszyński, ten jedyny obszar współczesnej Rzeczypospolitej, gdzie wiara ewangelicka zapuściła trwałe korzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz