niedziela, 23 lipca 2017

Kilometr 420, Cieszyn (cz. 1)

Trzy dni drogi przez północne obrzeża Beskidu Śląskiego były męczące, ale ciekawe i, jak zwykle po wejściu na szczyty - satysfakcjonujące. Wśród porośniętych gęstym lasem grzbietów i dolin odwiedziłem szereg leśnych kościołów, pamiątek trwania ludu cieszyńskiego przy jego wierze. 


Leśny kościół na zachodnich stokach Równicy, przy Głównym Szlaku Beskidzkim. Wyryte symbole, w tym kielich pochodzą z XVII wieku

Jak wspomniałem poprzednio, w połowie XVII wieku dla protestantów Śląska zapadła ciemna noc habsburskiej kontrreformacji. Tu nie było mowy o dysputach czy zachęcaniu do katolicyzmu; luteranom odebrano wszystkie kościoły, zakazano posiadania "heretyckich pism", w tym protestanckich tłumaczeń Biblii i gromadzenia się na nabożeństwa. Siłą nie da się jednak narzucić wiary (to nauka nadal aktualna). Przez dziesiątki lat lud Cieszyna, Bielska, Frydka gromadził się na polach i w lasach, na trudno dostępnych zboczach gór. Nie znamy i nigdy nie poznamy wszystkich tych miejsc. Szereg z nich upamiętniono. W niektórych, jak na stokach Równicy, nadal odbywają się okolicznościowe nabożeństwa. Inne, jak stół ołtarzowy "Jan" ponad bielskimi Błoniami są czysto symboliczne: według p. Piotra Keniga i ks. Tadeusza Konika nie ma dowodów w źródłach, by akurat tu odbywały się nabożeństwa.

Tablica na Zakamieniu, na południowych stokach Czantorii przypomina również postać ks. Jerzego Trzanowskiego, duchownego i poetę. Jego życiorys pokazuje, jak trudne czasy przyszły dla protestantów w habsburskim XVII wieku: urodzony w Cieszynie był proboszczem na Morawach, skąd wygnała go wojna trzydziestoletnia. Służył jako nadworny kaznodzieja u bielskich Sunneghów (panów wspomnianego już feudalnego kraiku)  i z nimi emigrował, podobnie jak wielu prześladowanych bielskich duchownych na Słowację. Tam - dokładnie w Lewoczy - wydał swoje największe dzieło, czyli śpiewnik "Cithara Sanctorum"; zmarł w Liptowskim Mikulaszu. Jeżeli nawet przesadzona jest treść tablicy na ratuszu w Czeskim Cieszynie, określająca dzieło Trzanowskiego jako symbol jedności czechosłowackiej, to jego postać na pewno pojazuje, jak niezwykle łączy się przez wieki i górskie grzbiety historia.

Tablica na Zakamieniu, po czeskiej stronie Wielkiej Czantorii. Upamiętnia zarówno potajemne nabożeństwa ewangelickie, jak Jerzego Trzanowskiego

W Cieszynie miałem zaszczyt i przyjemność poznać ks. Tadeusza Konika, pastora Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, a także luterańskiego kapelana policji. Krótka w założeniu rozmowa trwała ponad godzinę. Rozmawialiśmy o historii i współczesności wiary luterańskiej na Śląsku Cieszyńskim. Pytałem księdza również o leśne kościoły. Przedstawił mi interesującą hipotezę dotyczącą tych nabożeństw. Wiemy, że były, i w paru miejscach znamy ich lokalizację - ale kto je odprawiał? Zdaniem ks. Konika byli to duchowni co prawda przybywający zza gór, ze Słowacji (z ówczesnych Węgier), ale pochodzący ze Śląska: urodzeni m. in. w Bielsku,  wykształceni w seminarium w Brzegu, którzy przenieśli się nad Wag wraz z Trzanowskim, pod opieką rodu Sunneghów. Te interesujące związki śląsko-słowackie (wspominałem już kiedyś o Thurzonach)  będę na pewno chciał jeszcze zgłębić. Dziękuję ks. Konikowi za jego czas i wiedzę.

Cdn.

Za dostęp do komputera bardzo dziękuję hostelowi "3 Bros'" w Cieszynie.

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Ja się Cieszynem chyba nigdy nie znudzę, uwielbiam to miasto.

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Przy okazji zapraszam do reszty relacji z tego spaceru do Wittenbergi. Bardzo go miło wspominam, chyba to widać tu i tam na blogu.

      Usuń