poniedziałek, 10 lipca 2017

Kilometr 130, Pińczów

Dzięki pięknej, niezbyt upalnej i umiarkowanie tylko deszczowej (współczuć jednak należy roślinności i rolnikom) pogodzie udało mi się w ostatnich dwóch dniach pokonać dystans planowany roboczo na trzy. Korzystam teraz z chwili czasu na zwiedzanie Pińczowa, kojarzącego mi się z Jerozolimą. Dlaczego? O tym niżej. 



Warto najpierw przekazać Czytelnikom trzy wybrane spostrzeżenia i refleksje z drogi. 

Po pierwsze, przeszedłem 130 kilometry przez gęsto zaludnioną krainę w sercu Europy i nie przekroczyłem dotąd żadnej czynnej pasażerskiej linii kolejowej. Myślałem, że stało się to wczoraj, ale później zorientowałem się, że do Buska od lat nie da się dojechać pociągiem. Skala tego olbrzymiego, powstałego w czasie zaborów, a przez kolejne sto lat niewypełnionego i zaniedbanego bezdroża wpisuje się w ogólnie pesymistyczny obraz polskiej kolei na prowincji i szerzej - całego transportu publicznego.

Po drugie, po rakowskim zawodzie teraz chcę zachęcić wszystkich do odwiedzenia Chmielnika. Rzecz nie w pamiątkach po Reformacji, bo tych generalnie niewiele spotykam, ale we wspaniale odnowionej synagodze. Od zaledwie kilku lat mieści się w niej niezwykły, nowoczesny Ośrodek Edukacyjno-Muzealny Świętokrzyski Sztetl. Nie jest zaskoczeniem, że autorem jego koncepcji i wystroju jest p. Mirosław Nizio, autor lub współautor m.in. Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Historii Żydów Polskich. Chmielnik pamięta - i chwała mu za to.

Przypomnijmy: mija dzisiaj 76. rocznica zbrodni w Jedwabnem. 

Po trzecie, zabytkiem zachwycającym jest gotycki kościół w Szańcu. Dwunawowy, strzelisty kościół parafialny lśni blaskiem niedawnych renowacji. A niedaleko Kameduły, miejsce zapomnianego eremu, temat na pewno godzien jeszcze zgłębienia.

Do Pińczowa wchodziłem wieczorem, mocno już zmęczony tak kilometrami, jak komarami, które wiernie towarzyszyły mi w drodze przez okoliczne lasy. Miasto kojarzy mi się z Jerozolimą - z zupełnie jednak innego powodu, niż może się Czytelnikom wydawać. To prawda, jest piękna kaplica ponad miastem i ciekawa przeszłość religijna (dlatego tu jestem), ale zupełnie nie w tym rzecz. Porównania polskich miast z zagranicą są sympatyczne, choć dość pretensjonalne i czasem groteskowe. Mamy więc polskie Wenecje, Rzymy, Paryże Północy etc. Interesująco z tymi mitami zmierzył się dr Błażej Brzostek w książce pt. "Paryże innej Europy. Warszawa i Bukareszt, XIX i XX wiek". 

W Pińczowie chodzi o kamień. Miasto słynie z tutejszych wapieni, które zdobią obok niezliczonych zabytków przede wszystkim samo miasto. Elewacje lśnią białawoszarym wapiennym blaskiem. Nie tylko cenne zabytki, ale przede wszystkim budynki najzwyklejsze: kamieniczki czy nawet niektóre bloki są nim licowane. Tak samo jest w Jerozolimie, której fasady czy krawężniki budowane są z kamienia jerozolimskiego. Podobnie jak tam, wielu pińczowskim budynkom przydałoby się czyszczenie; kamień nie zastąpi też dobrej architektury (przeczytać można było o tym niedawno w "Tygodniku Powszechnym") - skojarzenie jednak pozostaje. 

O Reformacji w Pińczowie będę rozmawiać jutro w Muzeum Regionalnym.

2 komentarze:

  1. Dwunawowy, strzelisty kościół parafialny lśni blaskiem niedawnych renowacji - piszesz takie herezje nie dlatego, że przesiąkłeś w drodze duchem reformacji, tylko boś tego kościoła przed zbeszczeszczeniem nie widział. :)

    OdpowiedzUsuń