czwartek, 26 września 2019

Marcin, który udaje Rolanda

W każdym odwiedzanym mieście wypatruje Rolandów. Pisałem o nich już kilka razy, w dużych odstępach czasu. Najpierw w 2016 roku pokazałem rycerskie podobizny ze Środy Śląskiej i Wrocławia, potem w 2017 roku obejrzeliśmy wielkiego Rolanda z saskiego Belgern. W 2018 roku był Roland-Maksymilian z Bratysławy. I tak rok po roku trafia się okazja, by pokazać kolejny przykład tego międzynarodowego pomnikowego fenomenu. Nawet, jeżeli Roland jest trochę udawany.


Miasta wznosiły Rolandów, by pokazywać wszem i wobec swoją gotowość do obrony praw i przywilejów. Postać arcyrycerza świetnie się do tego nadawała, w końcu zginął arcybohatersko i arcygłupio w walce z przebrzydłymi Saracenami, co chcieli te prawa przebrzydle odbierać. Do tego mieszczanom zawsze brakowało trochę rycerskiej pozycji i chwały, mogli więc sobie nieco odbić z pomocą posągu.


Erfurt to stolica Turyngii i jedno z największych miast na mojej tegorocznej trasie. To też jedno z najdostojniejszych miast średniowiecznych Niemiec. Choćby uniwersytet: powstał w 1379 roku i, choć Prusacy go potem zamknęli, to od odrodzenia w 1994 roku może z dumą uważać się za najstarszy w Niemczech. A w samym sercu miasta, na Rynku Rybnym (Fischmarkt) przed ratuszem stoi Roland, tu nazywany Rzymianinem.


Rzymski wojownik trzyma w jednej dłoni chorągiew, w drugiej tarczę. Na obu jest koło z sześcioma szprychami. To koło mogunckie (Mainzer Rad), średniowieczny symbol arcybiskupstwa w Moguncji. To pamiątka po rządach arcybiskupów nad Erfurtem (i dziesiątkami innych miast). W średniowieczu stał w tym miejscu posąg świętego Marcina, zburzony w czasie niemieckich wojen religijnych. Rada zleciła w 1591 roku postawienie nowego posągu. Wyrzeźbił go Israel von der Milla, którego nazwisko spotkałem jeszcze w kilku miejscach Erfurtu. Na szczycie sąsiedniego budynku, renesansowego pałacu Pod Czerwonym Bykiem jest jeszcze jeden rycerz. Razem tworzą eleganckie pamiątki erfurckiego Złotego Wieku.


No dobrze, a o co chodzi z tym udawaniem z pierwszego akapitu? P. Tina Romstedt w swoim artykule na stronie Erfurt-Lese (link) wyjaśnia, że Erfurtowi w zasadzie nie przysługiwało prawo do postawienia sobie takiego posągu. Choć wielki (20 tysięcy ludzi w średniowieczu, to tyle co Kraków wtedy), nigdy nie był wolnym miastem, jak choćby Norymberga czy Rothenburg nad Tauberem. Ale pod przykrywką odbudowania świętego Marcina miasto postawiło sobie taki posąg - i tak już zostało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz