niedziela, 1 września 2019

Pożegnanie gimnazjum

Za kilka godzin zacznie się nowy rok szkolny, a ten stary trafi na archiwalną półkę. To wyjątkowy przełom sierpnia i września: żegnamy gimnazja i kawał historii polskiej edukacji. Tym razem na tę archiwalną półkę trafi tylko część dorobku uczniów i nauczycieli. Miliony podręczników, wycieczek, konkursów, planów i tradycji wyrzucamy zwyczajnie na śmieci, gdyż tak zadecydowali rządzący Polską populiści przy poparciu milionów z nas. Gimnazjom należy się jednak godne pożegnanie, i stąd mój kolejny po tym z czasu strajku tekst o edukacji.


Ilustracje mają swobodny związek z tematem, ale przecież muszą być. Święci Cyryl i Metody: nauczyciele Słowian. Choć żyli ponad tysiąc lat temu, byli nauczycielami zarówno niezwykłej odwagi, jak kreatywności. Współczesne drzwi brązowe z katedry w Nitrze

Historia gimnazjów pokrywa się z dużą częścią mojego życia. Zdążyłem się już w gimnazjum uczyć, a potem przez lata byłem w jednym z nich nauczycielem historii. Dodatkowo między 2012 a 2018 rokiem byłem wychowawcą kolejnych gimnazjalnych klas. Mam więc chyba prawo do dzielenia się pewnymi przemyśleniami, choć, oczywiście, wiele bolączek nauczycielskiej pracy jest mi obcych dzięki pracy w szkole społecznej. Wiem, że gimnazja nie były idealną szkołą, ale takiej po prostu nie ma. Jednak, po pierwsze, ich likwidacja oparła się nie o fakty czy badania, ale o dwa kłamstwa, po drugie, były gimnazja wielkim krokiem naprzód i wielką szansą dla nas wszystkich jako społeczeństwa.

O tych kłamstwach można krócej. Zostały one rzucone i zręcznie podsycone w nas przez niekompetentnych sterników naszej edukacji. Nie, kiedyś nie było lepiej, i nie, gimnazja nie są siedliskiem zła. Tylko cechom ludzkiej pamięci można przypisywać trwający kult rzekomo znakomitego poziomu prl-owskiej edukacji. Daje do myślenia fakt, że chwalący dawny poziom matematyki czy historii politycy tak rzadko pokazują dla poparcia swych tez dawne podręczniki. Z kolei zbiorowym brakiem wiedzy na temat okresu dojrzewania można wytłumaczyć łatwość, z jaką Polacy uwierzyli, że "trudną młodzież" wytworzyły gimnazja. I przekonanie, że istniejące problemy znikną, gdy z powrotem zamkniemy 15-latków w tym samym budynku i w tych samych klasach, co 7-latki, bez doświadczonej gimnazjalnej kadry, za to z archaicznymi programami i haniebną nagonką na osoby nieheteronormatywne. 

Ale: nie chcę powtarzać tego wszystkiego, co już o obecnej dewastacji edukacji w Polsce napisano. Chcę zwrócić Wam uwagę na tę drugą sprawę, czyli wielką stratę, jaką ponosimy wraz z utratą gimnazjum. Tracimy ważną szansę na wyrównywanie szans i budowę demokratycznego społeczeństwa, którego potrzebujemy chyba jak nigdy wcześniej.

Pomnik Goethego i Schillera przed Teatrem Narodowym w Weimarze

Polska oświata w XX wieku szła stopniowo w stronę wydłużania obowiązkowej edukacji. Dekret z 1919 roku nakazywał ukończenie siedmiu klas, potwierdziła to i ujednoliciła wielka reforma Jędrzejewicza. Na tych siedmiu klasach można już było poprzestać, co w biednej i zmagającej się z kolejnymi kryzysami Drugiej Rzeczypospolitej było powszechne. Kto chciał się uczyć dalej, już po sześciu klasach szkoły powszechnej (podstawowej) szedł do czteroletniego gimnazjum. Tam zdawał małą maturę - warto to przypominać krytykom sprawdzianów i egzaminów - i szedł do dwuletniego liceum. Czyli trzy stopnie, z gimnazjum jako ważnym momentem przejścia od uczenia dzieci do uczenia młodych dorosłych. Każdy młody obywatel Rzeczypospolitej musiał opanować podstawową wiedzę i podstawowe umiejętności, na co rzadko miałby szansę poza szkołą. Za Polski Ludowej szkołę podstawową wydłużono do ośmiu klas. Wreszcie reforma z 1999 roku wraz z wprowadzeniem gimnazjów wydłużyła faktyczny obowiązek szkolny do dziewięciu klas.

Oczywiście, jest też tzw. obowiązek nauki do ukończenia 18 lat, ale nie ma się co oszukiwać - iluś młodych ludzi wypada w którymś momencie z systemu, niektórzy realizują go już u pracodawcy, możliwości jest wiele. Choćby standard polskiej komunikacji publicznej - do liceum może być zwyczajnie za daleko! Wprowadzenie gimnazjum sprawiło, że każdy młody człowiek uczył się mniej-więcej do 16 roku życia, że około 13 roku życia zmieniał środowisko i trafiał z dziecięcej szkoły do takiej już pół-dorosłej, spotykał tam rówieśników z różnych środowisk, nowych nauczycieli, nowe wyzwania. Spotykał też opiekę dostosowaną do jego potrzeb. Mimo niedoskonałości przeładowanych programów, były one przemyślane i pokazywały mu kawał nowoczesnego świata. Uczył się dłużej, choćby dom rodzinny z dowolnego powodu nie pchał go do przysłowiowych książek. Nie udało się zwiększyć znacząco pensji nauczyciela i tym samym przyciągnąć do tego zawodu jeszcze bardziej wartościowych ludzi, sporo do życzenia zostawiała też liczebność klas - ale gimnazja były wielkim krokiem naprzód. Z siedmiu do ośmiu, z ośmiu do dziewięciu lat. Potwierdzały to wyniki raportów PISA, które były, a potem nagle przestały być narodowym przedmiotem dumy.

Jedno z klasycznych przedstawień nauki w sztuce sakralnej: święta Anna uczy Najświętszą Marię Pannę czytać. Ołtarz boczny w kościele pocysterskim w Neuberg an der Mürz

Jak pamiętamy, próba dalszego wyrównania szans przez tak potrzebną obowiązkową edukację dla sześciolatków została już obalona na fali populizmu. To była ta sama fala populizmu, która zmiotła właśnie gimnazja. Przy burzy braw (niepojęte 168 tysięcy głosów na Annę Zalewską w majowych wyborach) cofnęliśmy się właśnie do ośmiu klas podstawówki. Zamiast wyrównywać szanse, pogłębiono przeszkody w dramatyczny sposób. Nie chodzi już nawet o tegoroczny chaos przy rekrutacji i groteskowe plany zajęć. One przeminą, gdy kolejny wielki wysiłek nauczycieli i uczniów sprawi, że nowa szkoła okrzepnie. Ale z krokiem w tył zostaniemy. Iluś uczniów wypadnie z systemu po ośmiu, zamiast po dziewięciu klasach. Rodzice zamożniejsi jeszcze chętniej poślą dzieci do szkół niepublicznych, na co nigdy nie będzie stać większości Polaków. Archaiczne programy wyślą w świat młodych dorosłych jeszcze mniej rozumiejących nasz zagrożony świat. 

Tak oto populizm, wciąż mówiący o uboższych i wykluczonych wyklucza ich jeszcze bardziej.

Mam nadzieję, że o dzieciach i młodzieży obecnie chodzących do nowych szkół nie będziemy musieli kiedyś mówić jako o straconym pokoleniu. Na razie żegnam gimnazja jako straconą szansę i zmarnowane osiągnięcie polskiej edukacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz