wtorek, 16 kwietnia 2019

Widoki z Anabazy. Cz. 6, to jest od Putimia do Pisku

I wreszcie Putim, czyli już niemal koniec drogi. To najbardziej szwejkowska z odwiedzonych przeze mnie miejscowości. W lutym liczyłem jeszcze, że jakieś wyraźne nawiązania znajdę w Pisku. Niestety, tak nie było, i Putim pozostał jedyną na mojej trasie miejscowością pokazującą wszem i wobec swoją pamięć o powieści - i o filmie z lat pięćdziesiątych.


Na budynku dobrze znanym widzom filmu z Rudolfem Hrušínskim w roli tytułowej wiszą dwie stosowne tablice.


Jak się dowiedziałem, w Putimiu nigdy nie było posterunku żandarmerii. To zresztą dało się przewidzieć, skoro do dużego, powiatowego Pisku jest tylko kilka kilometrów.


Jest tu również - wreszcie! - pomnik samego Józefa Szwejka. Zdaje się, że odsłonięta w 2016 roku rzeźba to jedyny pomnik bohatera w Czechach. W Polsce jest ich już sporo. Dobrze pokazuje to różnicę w polskim i czeskim przywiązaniu do tej powieści i postaci. 


Polacy, w dużej mierze dzięki tłumaczeniu Hulki-Laskowskiego przyjęli "Szwejka" za reprezentację całej czeskiej literatury, ale również potwierdzenie stereotypów i mitów o naszych południowo-zachodnich sąsiadach. To głównie nasza strata, choć wielu Czechów może się do dzisiaj czuć urażonych. Nieco głębszą interpretację szwejkowej sprawy przedstawił Kazimierz Pruszyński: "(...) to jest naród Szwejka, który - wbrew fałszywej opinii polskiej - bynajmniej nie był tchórzem, lecz tylko, żeby się bić i ryzykować życie, potrzebował pewnej racji, a tej mu monarchia austro-węgierska nie mogła i nie umiała dostarczyć"8. Daje do myślenia, gdy się spojrzy na polską historię. 


Tak filmowców, jak i mnie zauroczył kamienny most na Otawie. Wzniesiono go, co ciekawe, dopiero w latach 1862-649. To dokładnie ten moment, kiedy w Królestwie Polskim dojrzewało i płonęło powstanie styczniowie, a jednocześnie kończono most Kierbedzia w Warszawie. Tutaj razi archaiczność konstrukcji, młodszej od bardzo nowoczesnego przecież mostu łańcuchowego pokazywanego wcześniej.


A przy moście rzecz oczywista.


Kocia joga.


Na wzgórzu ponad miasteczkiem jest kościół pw. św. Wawrzyńca. Wystawiono go w 2 połowie XIII wieku, więc na samym początku ery gotyckiej. Stulecie później dodano mu drugą nawę. Przydała się w okresie husyckim: jedna nawa służyła wtedy katolikom, druga husytom (utrakwistom).


Na tyłach kościoła leży kolejny ze znanych zabytków Putimia. Niezbyt okazała kaplica-ossuarium, miejsce złożenia szczątków żołnierzy poległych w wojnie o sukcesję austriacką (czyli w tym wypadku w pierwszej wojnie śląskiej, po 1740 roku).


Byłoby dobrze, gdyby takie pamiątki jak ta choć trochę przypominały nam o łatwo zapominanej grozie wojny.


Na marginesie, niektóre kości przechowywane są tymczasowo w pudełkach po bananach.


Pewnie oficerskie.

* * *

Z Putimia Szwejk ruszył już dalej w towarzystwie żandarma. 


To była już końcówka drogi. To samo zdjęcie wykorzystałem w aktualnej notatce, ale podoba mi się za bardzo, by zrezygnować z niego przy tej okazji.


I wreszcie Pisek. Ponieważ jeszcze sobie trochę po nim powędrowałem, wykorzystam okazję do pokazania kilku piseckich widoków.


Zaskoczyła mnie swoją okazałością panorama miasta od strony Otawy. Ta rzeka chyba w ogóle służy miejscowościom, przez które przepływa (Strakonice). Tutaj miasto posadowiło się po zewnętrznej stronie rzecznego łuku.


Ja nie nocowałem w żandarmskiej celi, tylko w umiarkowanej klasy hotelu przy stadionie. Rano pogoda była zupełnie inna niż poprzedniego dnia. Oto na koniec Pisek w stylu mglistym, jak u Gałczyńskiego w "Nocy listopadowej".


Jak rzeka, to most, a jak most, to może być stary. Konkretnie - najstarszy w Czechach. To nieco skromniejszy, ale starszy o niemal sto lat (!) krewny praskiego Mostu Karola. Powstał w trzeciej ćwierci XIII wieku, co jest chyba najlepszą ilustracją zamożności i znaczenia Czech w tym okresie. Nie jest przypadkiem, że znany dobrze turystom sudeckim most gotycki w Kłodzku, choć dzisiaj znajduje się w Polsce, powstał również pod czeskim panowaniem.


A skoro most - to wiadomo.


W czasie poszukiwań budynku Bezirksgendarmeriekommando pochodziłem sporo po mieście, a nawet jego okolicach. Do ozdób Pisku należy ten pomnik żołnierzy czeskich poległych w austriackich mundurach w wojnie z Piemontem i Francją, dzieło rzeźbiarza Emanuela Maxa. Na monumencie austriacki lew walczy z dwiema żmijami - podpisanymi nazwami obu wrogich krajów. To w czasie tamtej wojny, w 1859 roku stoczono krwawą bitwę pod Solferino. Wrażenie wyniesione z pobojowiska przyniosło wielkiemu Henri Dunantowi wizję stworzenia Czerwonego Krzyża.


I wreszcie piękna gotycka fara. Bardzo stara, bo jej budowę zaczęto jeszcze w dobie późnoromańskiej, w pierwszej połowie XIII wieku. Na jej portalu wyrzeźbiono dwóch zapomnianych przez nas Jagiellonów. To najstarszy syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, król Czech i Węgier, Władysław. Obok niego jego syn - nieszczęsny Ludwik, poległy w boju pod Mohaczem.

A ponieważ do Budziejowic dotarłem już pociągiem, tu kończy się mój przegląd zdjęć. Ze skromniejszej od tych letnich, ale mam nadzieję, że również ciekawej pieszej drogi.


* * *

Trudno na zakończenie nie nawiązać w paru słowach do katastrofy, która wydarzyła się w Paryżu. Myślę, że nie warto już dokładać się do tysięcy głosów wyrażających zrozumiały żal i wstrząs po pożarze paryskiej katedry Naszej Pani (również dlatego, że doniesienia o zagładzie katedry są stanowczo przesadzone i budują niepotrzebny dramatyzm). Chciałbym za to zwrócić uwagę Czytelników na kolejny raz objawiony geniusz średniowiecznych budowniczych i pokoleń ich następców. Przez wiele godzin ponad sklepieniem świątyni szalał pożar. Na sklepienie waliły się płonące belki, szczątki rusztowania, pokrycie dachu i kto wie, jakie jeszcze ciężary. Waliły się - i sklepienie przetrwało, przerwane i zawalone tylko w kilku dobrze widocznych na zdjęciach miejscach. Wraz ze sklepieniem, tym, co przyciąga od razu wzrok każdego wchodzącego do nawy przetrwało wnętrze, a nawet (co wydawało się niemożliwe) znaczna część witraży. To kolejny powód, by potwierdzić starą prawdę: gotyckie katedry to jeden z najwspanialszych przejawów ludzkiego geniuszu. I chyba ważna okazja, by przypomnieć jeszcze jedną prawdę. Pożary, zawalenia i kolejne odbudowy to przykry, ale wpisany w historię kościołów rytm dziejów. Ten pożar to kolejny kamień milowy na długiej drodze tego zabytku, a strażacy, którzy uratowali Notre-Dame dopisali swoje imiona do długiej listy tych, którzy Jej na tej drodze towarzyszyli.

8 - cytat za: Przeperski Michal, "Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku", Kraków 2016, s. 234
9 - tradycyjnie więcej informacji o budynku na stronie czeskiego Państwowego Urzędu Zabytków (Národný pamiatkový ústav)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz