Mamy za sobą mnóstwo ciekawych wydarzeń politycznych. Wrażeniami z okazji wyborów na Słowacji już się dzieliłem. Teraz czekamy na drugą turę wyborów ukraińskich, efekty negocjacji rządu ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego oraz wybory w Izraelu. Tymczasem wracam do Strakonic.
Do ozdób miasta należy wzniesiony w 1906 roku gmach ubezpieczalni i banku. Jest typowym reprezentantem tej epoki: czasu dynamicznego rozwoju zarówno gospodarki krajów czeskich, jak i tożsamości narodowej Czechów. Prawie każde większe miasto dbało wtedy o wzniesienie pokazowego budynku - czy siedziby organizacji narodowych, czy banku, czy domu handlowego - ozdobionego obowiązkowo płaskorzeźbami czy freskami przedstawiającymi dzieje narodu czeskiego.
Jak się dowiedziałem wchodząc do Strakonic, elementem dumy i tradycji miasta jest też dudziarstwo. Źródłem tej dumy jest mający swoją premierę w 1847 roku dramat Josefa Kajetána Tyla pt. "Dudziarz strakonicki" ("Strakonický dudák"). Rzecz oparta o ludowe podania była wezwaniem do pracy na rzecz Czech i jest jedną z najbardziej lubianych pamiątek okresu czeskiego odrodzenia narodowego. Na popularność utworu wpływa pewnie też osoba autora: Tyl to autor czeskiego hymnu narodowego. Strakonice są dziś jedną ze stolic dudziarstwa, a następny (XXIV) Międzynarodowy Festiwal Muzyki Dudziarskiej odbędzie się w sierpniu 2020 roku7.
Kolejna z cech czeskiego krajobrazu - kolumny maryjne. Zazwyczaj powiązane są z wielkimi plagami, są dowodem wdzięczności za ocalenie i prośbą o pominięcie przy następnym rozdaniu.
Poprzedniego dnia zamek w Strakonicach nie prezentował się zbyt elegancko. Położony na niewielkim wzniesieniu u zbiegu Wołynki i Otawy był przez setki lat siedzibą joannitów. Teraz, przy zimowym słońcu było znacznie piękniej. Rozległy kompleks składa się z budynków i skrzydeł zarówno średniowiecznych (wraz z kościołem św. Prokopa), jak nowożytnych. Do tych ostatnich należy barokowy pałac ozdobiony herbami arystokratów pełniących funkcje w szeregach zakonu joannitów (maltańskiego). To stąd joannicki przełożony Jindřich z Hradca poprowadził rycerzy do przegranej bitwy pod Sudomierzem.
Tego dnia zima okazała swoje najpiękniejsze oblicze. Kilka razy dzieliłem się już swoim zachwytem nad krajobrazem południowych Czech, ale w dzisiejszej galerii będzie mi to najłatwiej przekazać Czytelnikom. Lasy i pagórki, pola i zagajniki, a to wszystko pozbawione chaosu rozsianych wszędzie, nie zaczynających się i nie kończących się wsi. Pierwszą połowę mojej szwejkowskiej drogi pokonywałem przez Wyżynę Środkowoczeską, na jeden dzień wyszedłem na nadotawską równinę, będącą zachodnim krańcem Kotliny Czeskobudziejowickiej. Teraz znowu wzgórza: ale to już Pogórze Szumawskie, wspinające się aż do najwyższego celu mojej lutowej wycieczki - Wielkiego Jawora.
O, weźmy na przykład Jiřetice. Skupione na niewielkiej przestrzeni, trochę wieś, a trochę maleńkie miasteczko. I tradycyjne ozdoby: okazałe gospodarstwo-pałac, wzniesione w drugiej ćwierci XIX wieku. Obok niego drewniana dzwonniczka, zastępująca kaplicę i wyznaczająca środek wsi.
Zbliżenie na szczyt wspaniałej bramy - św. Wacław.
Kot rudy, południowoczeski.
Wyjątkowo malowniczy krzyż przydrożny.
Kolejne kilometry pokonywałem po w miarę przetartych drogach lub chociaż trzymając się śladu kół samochodu. W pewnym momencie i te się skończyły, zostawiając przede mną już zupełnie nieprzetarty śnieg. Poprzedniego dnia było mokro i to nie byłaby żadna przyjemność. Teraz chwycił mróz, i choć kosztowało mnie to sporo wysiłku, to szedłem dalej z wielką radością. Przede mną kolejne z niewysokich-wysokich wzgórz: choć niewiele górują nad okolicą, to widoczna w głębi po prawej Červená sięga 640 metrów nad poziom morza.
Na przełęczy między szczytem Stráně (z lewej) a Jasánkiem (z prawej). Na wschodzie widać kolejne, coraz wyższe wzgórza, opadające wreszcie do Kotliny Czeskobudziejowickiej, krainy stawów ciągnącej się między Strakonicami a Czeskimi Budziejowicami.
Koło Ovčína. Czy to tutaj nocował Dobry Wojak Szwejk? I czy to był widok, który zobaczył w nocy, gdy ruszył w dalszą drogę ku Budziejowicom?
Dub. W zasadzie, to nie powinienem tu docierać, skoro w oryginale stara owczarnia Schwarzenbergów jest o cztery godziny, a nie cztery mile to Sztiekna. A jednak włóczęga wymienia Dub, to poszedłem. Zresztą pałac ładny, choć wysokim murem ogrodzony.
Choć sporządzę pewnie osobny przegląd nepomuków, wyjęcie wszystkich do innej galerii pozbawiłoby tego przeglądu czeskiego krajobrazu bardzo ważnego elementu. Nad stawem koło Dubu.
Do maleńkich Borčic biegnie jedna w miarę przejezdna droga. Osada jest wtulona w łuk widocznych w oddali wzgórz.
A ponieważ, sądząc po wieku i układzie budynków, od dawna hoduje się tu zwierzęta, to jest to kolejne miejsce pasujące do Haszkowego opisu starej owczarni Schwarzenbergów.
W kierunku Hájka, przez przełączkę między dwoma zalesionymi wzgórzami biegnie mniej już przetarta droga.
I jeszcze jedno spojrzenie z krawędzi lasu na wzgórze, konkretnie Kvasnikovce (575 metrów).
I już druga krawędź lasu. Było późne popołudnie, wkrótce zapadła ciemność. Do Wodnian wszedłem już późnym, zimowym wieczorem. Łącznie pokonałem tego dnia ponad 39 kilometrów.
Następnego dnia rano. Oto i Wodniany (Vodňany). Eleganckie miasto, lokowane na czytelnym planie według prawa niemieckiego. Jest więc prostokątny rynek, jest i fara w narożniku. Ten konkretny układ, z farą w północno-zachodnim narożniku, a więc zwróconą prezbiterium w stronę rynku (gotycki kościół musiał być przecież orientowany, czyli skierowany ołtarzem ku wschodowi) znamy z Wrocławia. Budynek tuż na prawo od kościoła nie przypadkiem jest podobny do tego w Strakonicach - to też budynek ubezpieczalni, wzniesiony w podobnym czasie i ozdobiony w podobny sposób. Na rogu budynku widnieje tablica, upamiętniająca spotkanie 12.5 generalicji amerykańskiej z radziecką oraz dowództwem lokalnej czechosłowackiej partyzantki. Zajęło mi chwilę czasu zidentyfikowanie wymienionego na tablicy amerykańskiego generała Browna; nazwisko mało charakterystyczne. Był to najprawdopodobniej gen. Albert Eger Brown, dowódca 5. dywizji piechoty.
Nepomuk nad Blanicą, na północnych krańcach Wodnian.
Znowu pomnik poległych w Wielkiej Wojnie: Radčice.
Malowniczy widok z okolic Wodnian. Krok po kroku, dość niezauważenie zszedłem ze wzgórz sięgających 600 metrów nad poziomem morza do wyżyny niewiele przekraczającej 400 metrów.
To zdjęcie zdobiło tekst z 172 kilometra drogi. Widok ze zboczy Boru na zasłaniającą Protivin Babkę. Wzgórza te wyznaczają wschodnią krawędź Pogórza Szumawskiego.
Kolejny ładnie skomponowany pomnik poległych w pierwszej wojnie światowej. Autor zamieścił na nim cztery tarcze herbowe krajów Czechosłowacji. Jest więc lew czeski, pokryty biało-czerwoną szachownicą orzeł morawski, czarny orzeł śląski i umieszczony na trzech górach dwójkrzyż słowacki. Nie ma tutaj herbu Rusi Zakarpackiej, włączonej do Pierwszej Republiki, ale zajmującej tak w ruchu niepodległościowym, jak w samym państwie miejsce drugorzędne. W tle pałacowe gospodarstwo z okazałą bramą.
Tymczasem w innym wątku: lokomotywa serii 754 mknie ze składem pasażerskim do Czeskich Budziejowic.
Nad Otawą, niedaleko Putimia. Połączenie zdjęć z dwóch dni w jednej galerii pozwala wyraźnie pokazać różnicę między wzgórzami Pogórza Szumawskiego a rozległą równiną Kotliny Czeskobudziejowickiej.
Cdn.
7- więcej informacji na stronie internetowej wydarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz