czwartek, 30 listopada 2017

Widoki z drogi. Cz. 6: od Kazimierzy Wielkiej do Czulic

W Kazimierzy Wielkiej przenocowałem i bez zbędnej zwłoki ruszyłem dalej. Miasteczko jest bardzo sympatyczne, miło wspominam też tamtejszą bibliotekę. Nie ma jednak zbyt wielu zabytków. Do tego ten najbardziej charakterystyczny, to jest stuletnia mieszkalna wieża stylizowana na średniowieczną basztę był zamknięty.


O tym zabytku już opowiadałem: to wspaniały romański kościół pw. św. Wojciecha w Kościelcu koło Proszowic. 


Niezmiennie zachwycały i zachwycają mnie krajobrazy Małopolski. Tym razem jest to Płaskowyż Proszowicki.


Bardzo ciekawym zabytkiem jest starodawny kościół pw. św. św. Małgorzaty i Stanisława w Żębocinie. Jak piszą pp. Chrzanowski i Kornecki: "Najstarsze wiejskie kościoły ceglane znajdują się w Żembocinie i Rudawie. Kościół żembociński (...) wzniesiony został około połowy XIII w., być może w związku z budową norbertańskiego Hebdowa. Składa się z niewielkiego, prawie kwadratowego prezbiterium i szerszej, prostokątnej nawy. Po XVII-wiecznej przebudowie z dawnego detalu zachowało się zaledwie jedno, silnie rozglifione okienko oraz dwa portale gotyckie, zapewne z końcowej fazy budowy"1. W gotyckich murach zachowało się świetne barokowe wyposażenie, w tym ogromnie interesująca, ukryta w dekoracyjnej oprawie chrzcielnica. Obecnie kościół szykuje się do remontu, co widać po licznych, widocznych na zdjęciu konserwatorskich odkrywkach.

Żałuję, że nie udało mi się podłączyć ekranu do komputera. Bardzo się starałem.


Do Proszowic wchodziłem późnym wieczorem, oglądając jeszcze po drodze dwór w Jakubowicach.


Proszowice miały w szlacheckiej Rzeczypospolitej wątpliwy zaszczyt goszczenia szumnych małopolskich sejmików. To zresztą jeden z niezliczonych absurdów dawnych, szlacheckich realiów: panowie szlachta pogardzali mieszczanami jak mogli, paranie się rzemiosłem uważali za wstyd, a znaczenia handlu nie rozumieli. Nie przeszkadzało im to jednak korzystać z gościny i usług miast przy każdej możliwej okazji. Tak, duma ze szlacheckiej przeszłości to niewątpliwie jedna z najdziwniejszych cech naszej zbiorowej pamięci. 

Do najpiękniejszych widoków w Proszowicach należy pięknie polichromowany strop w kościele parafialnym, międzywojenne dzieło prof. Jana Bukowskiego.


Nieco poniżej pięćdziesięciu kilometrów od Proszowic znajdują się już szczyty Beskidu Wyspowego. W środkowej części zdjęcia wypatrzeć można górujące nad Tymbarkiem Zęzów i Kostrzę.


Pod miastem odwiedzić można cmentarz żydowski. Zawsze dyskusyjne wydawało mi się wykorzystanie macew do dekorowania cmentarnych murów czy cmentarzy, do granic niesmaku posunięte w Kazimierzu Dolnym.


Dolina Kościelnickiego Potoku. Cieszyłem się na spotkanie z tą smródką tak, jak w zimie na przejście Litawy. Dlaczego? Właśnie tędy w 1815 roku poprowadzili europejscy monarchowie granicę połączonego unią z Rosją Królestwa Polskiego i Wolnego Miasta Krakowa. Gdy w 1846 po groteskowym powstaniu Kraków przyłączono do Austrii, tutaj spotkały się granice monarchii Romanowów i Habsburgów. Co ciekawe, spotkani przeze mnie przechodnie - mimo wczesnej pory dość nietrzeźwi - posługiwali się nawiązującymi do tej nieaktualnej granicy określeniami ("galicjoki"), ale nie znali ich pochodzenia.


Piękne, pofalowane pola towarzyszyć mi będą aż w głąb administracyjnych granic Krakowa.


Przy XVI-wiecznym, drewnianym kościele pw. św. Mikołaja w Czulicach.


W tych samych Czulicach odwiedziłem jeden z niezliczonych na tym obszarze austro-węgierskich cmentarzy wojennych. Wspominałem o nich już przy okazji Pogórza Ciężkowickiego. Przypominają one, że krwawe walki toczyły się w 1914 roku na bliskich przedpolach Krakowa.

Cdn.

1 - Chrzanowski Tadeusz, Kornecki Marian, "Sztuka Ziemi Krakowskiej", Kraków 1982, s. 58

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz