Wśród nich jest p. Andrzej Renes. Nie pamiętam, kto pierwszy użył pojęcia "sacro polo", rzecz jasna na określenie pewnego nurtu w muzyce. Jeżeli nie da się go zaprzęgnąć do zastosowania również w sztukach plastycznych, narzuca się określenie sacrealizm. Andrzej Renes jest tego nurtu najwybitniejszym przedstawicielem.
Warszawiacy najlepiej znają tegoż autora pomnik prez. Starzyńskiego na pl. Bankowym. Szereg dzieł rzeźbiarza ozdobiło Warszawę wskutek faktu, że p. Renes jest ulubionym rzeźbiarzem ks. abpa Sławoja Leszka Głodzia, byłego biskupa polowego Wojska Polskiego i biskupa warszawsko-praskiego. Efektem tej komitywy jest na przykład pomnik ks. Skorupki przed katedrą św. Floriana na Pradze. Na przykładzie tego dzieła można zobaczyć, jakie są cechy twórczości rzeźbiarza: stosowanie groteskowych proporcji i póz ("patrzcie! patrzcie! moje rzeźby się ruszają!"), jednakowej, niezależnie od tematyki, niespokojnej faktury i łączenie tak powstałej rzeźby z jarmarcznym cokołem z polerowanego kamienia. Postać zazwyczaj niepodobna do siebie, co zdradza braki umiejętności. Na koniec całość ustawiona bez związku z wybranym miejscem. Tak jest choćby z już przytoczonym pomnikiem ks. Skorupki przed warszawsko-praską katedrą: nadpobudliwe dzieło psuje szlachetny ład neogotyckiej świątyni.
Promowanie twórczości p. Renesa to pokazanie środkowego palca kilku świetnym upamiętnieniom polskim ostatniego półwiecza, od pomnika Partyzantów przy warszawskim rondzie De Gaulle'a, przez trudne, ale świetne dzieła Władysława Hasiora ("Organy", "Prometeusz rozstrzelany") po sympatyczne, ludzkie w skali ławeczki.
Promowanie twórczości p. Renesa to pokazanie środkowego palca kilku świetnym upamiętnieniom polskim ostatniego półwiecza, od pomnika Partyzantów przy warszawskim rondzie De Gaulle'a, przez trudne, ale świetne dzieła Władysława Hasiora ("Organy", "Prometeusz rozstrzelany") po sympatyczne, ludzkie w skali ławeczki.
Wróćmy do Gdańska. Awans ks. Głodzia na katedrę gdańską (w 2008 roku) oznaczać mógł, że prędzej czy później oba najpiękniejsze kościoły archidiecezji zostaną "ubogacone" dziełami Andrzeja Renesa. I, jakby napisał żywotopisarz św. Metodego, "tak też się stało".
Widoczny na zdjęciach pomnik ofiar katastrofy w Smoleńsku wprowadzono - bo słowo "wkomponowano" byłoby niestosownością - do kaplicy św. Doroty w bazylice Mariackiej, na styku północnej nawy bocznej i transeptu. Praca była ekspresowa, co z pewnością również wpłynęło na jakość efektu (pomnik odsłonięto siedem miesięcy po katastrofie). P. Renes wniósł w to dzieło wszystkie cechy swojej twórczości. Postać Chrystusa jest groteskowo wyciągnięta ku górze, wykrzywiona i wykończona w nieznośnej, typowej dla Andrzeja Renesa manierze. Chrystus wyrasta spośród bloków kamienia - wypolerowanego, rzecz jasna, jak granitowa meblościanka. W jeden z nich wkomponowano dodatkowo, jakby za wystawowymi szybkami smoleńskie relikwie. Odbiorca, to fakt, długo zastanawia się, co artysta miał na myśli.
Najpoważniejszym zarzutem, który należy przedstawić p. Andrzejowi Renesowi jest brak szacunku do zastanej przestrzeni. Jest nią największy wzniesiony z cegły gotycki kościół na świecie, dzieło pokoleń gdańszczan. W tę dziejową przestrzeń rzeźbiarz wkroczył ze swoją nieodmienną już od lat manierą, według której stawiał i niewielkie popiersia, i uliczne monumenty. Wprowadził pomnik za duży, o estetyce prymitywnej, odpustowej. Szkoda, że nasze czasy upamiętnią się w murach Bazyliki takim dziełem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz