piątek, 18 grudnia 2020

Romańskie wycieczki po Węgrzech, cz. 1

Dawno nie byliśmy na Węgrzech! To znaczy: ja osobiście nie byłem gdziekolwiek od paru miesięcy, ale na Węgrzech też dawno nie byłem i nie byliśmy na tym blogu. Szczęśliwie są jeszcze fotograficzne archiwa i wspomnienia z różnych wycieczek. Skoro za oknem jesienna szarość, a za chwilę Sławetna Narodowa Kwarantanna, zapraszam serdecznie na kolejną wycieczkę śladami węgierskiego romanizmu, a czasami też ładniejszej pogody.

Kolejną, bo kiedyś już wspólnie na takiej byliśmy. W ferie zimowe 2017 roku urządziłem sobie kolejową objazdówkę po dawnej cesarsko-królewskiej monarchii (jej mapa wisi tutaj). Po tamtej wycieczce pokazywałem Wam cztery romańskie kościoły: rotundę z dostawioną nawą w Karcsa, pocysterską bazylikę w Bélapátfalva, niezwyką rotundę w Kiszombor i najokazalszą z nich wszystkich, pobenedyktyńska świątynię w Lébény. Potem, w 2018 roku pokazywałem ruiny związanego z Gallem Anonimem i Bolesławem Krzywoustym opactwa w Somogyvár, i na tym na jakiś czas romańskie Węgry zostały przeze mnie zawieszone.


Tymczasem poza wymienionymi widziałem w ciągu ostatnich kilku lat jeszcze kilka zabytków romańskich położonych we współczesnych granicach Węgier. Czasami to tylko ruiny, czasami romańskie ślady zachowane w wielokrotnie przebudowanych świątyniach - ale wszystkie oglądałem z wielką przyjemnością, uzupełniając swoją mapę Węgier epoki Arpadów. Zapraszam na trzyczęściową wycieczkę szlakiem kilku z tych zabytków!


I chronologia zwiedzania (początek 2018 roku), i godność miejsca każe zacząć od tego niezbyt widowiskowego zdjęcia. Na początek małe porównanie: my straciliśmy swoje korony, skradzione i przetopione przez Prusaków po rozbiorach, za to wciąż mamy wspaniałą koronacyjną katedrę na Wawelu. Węgrzy odwrotnie: święta korona przetrwała zawieruchy dziejowe, za to koronacyjną bazylikę w Székesfehérvár (Białogrodzie Królewskim) te same zawieruchy rozniosły. Gdy większość Węgier opanowali Turcy, w zdewastowanej bazylice urządzono magazyn prochu. Potem było bum, a gdy do Székesfehérvár wrócili Habsburgowie, ruiny - niestety - rozebrano. Dziś miejsce po bazylice to trochę rezerwat archeologiczny, trochę mauzoleum - nie tylko koronowano tutaj królów, ale też ich chowano. Gdzieś pod tymi posadzkami są groby Ludwika Węgierskiego (na Węgrzech: Wielkiego) oraz dwóch Jagiellonów, Władysława II i Ludwika II. Średniowieczne podobizny tych dwóch potomków Jagiełły oglądałem na drugim końcu ich władztwa, w czeskim Pisku; warto obejrzeć przedostatnie zdjęcie w tym tekście.


Częściowo romański kościół obejrzałem przy innej okazji w Hegyeshalom, nieopodal Bratysławy. Szukaliśmy tu ze znajomymi obiadu, przy okazji trafiliśmy na kościół pw. św. Bartłomieja. Tak jak to często bywa także w Polsce, kościół powstał bliżej końca niż początku epoki romańskiej (w XIII wieku), po czym został wiele razy przebudowany. Zachowały się jednak kamienne mury z charakterystycznymi romańskimi oknami. 


Sporo romańskich kościołów ukryło się wśród malowniczych wzgórz w zachodnich Węgrzech. W zeszłym roku na jednym z tych niewysokich szczytów skończyłem swój spacer z Saksonii. Kto wie, może kiedyś stamtąd zacznę kolejny? Na razie spójrzmy na parę zabytków. Portal powyżej należy do kościoła pw. św. Piotra Apostoła w Őriszentpéter, którego zdjęciem otworzyłem tę notatkę. 


I ten kościół zbudowano w XIII wieku, ale przebudowy obeszły się z nim łaskawiej. Ponad skomponowanym z plecionek i geometrycznych wzorów portalem można zobaczyć piękny fryz. Taki fryz nazywamy arkadkowym, sztuka romańska go uwielbiała. 


Niezwykłe są również obramienia okien. Możliwe zresztą, że okno w środkowej części zdjęcia przebudowano już w dobie gotyckiej.


Kościół był przez dużą część swoich dziejów twierdzą. Chodzi i o średniowiecze, gdy prawie każdy kościół służył ludności do krycia się w czasie najazdu, i czasy nowożytne: wokół świątyni rozciągają się wciąż ślady wałów usypanych do walki z Turkami.

Kolejny malowniczy kościółek w tym regionie stoi w Döröske. Świątynię pw. św. Jakuba zbudowano na cyplu skarpy górującej nad szeroką doliną Raby. To trochę podobnie, jak w Somogyvár. 


Także tutaj zachował się klasycznie piękny, romański portal. Co ciekawe, nie jest używany - wejście do kościoła przeniesiono w którymś momencie na ścianę zachodnią.


Od wschodu kościół zamknięto równie klasyczną apsydą. Duże okna widoczne w południowej ścianie są, jak przypuszczam, znacznie młodsze od murów kościoła.


Również w zeszłym roku nadrobiłem brak, jakim do tej pory było dla mnie benedyktyńskie archiopactwo w Pannonhalma. To jedno z serc węgierskiego katolicyzmu, ufundowane według przekazów jeszcze w końcu X wieku przez księcia Gezę, ojca św. Stefana. Trochę jak w przypadku Tyńca, opactwo przechodziło lepsze i gorsze momenty, bywało kilka razy opuszczone, ale obecnie to znowu ogromny i żywy ośrodek katolicyzmu. Jest tu na przykład uchodząca za elitarną szkoła średnia z internatem. Relikty najstarszych budowli, np. te kamienne arkady można oglądać w opackim muzeum.


Najważniejszym romańskim zabytkiem Pannonhalmy jest łączący bazylikę z klasztorem wspaniały, XIII-wieczny portal. Jego średniowieczny twórca postanowił połączyć w jednym dziele czerwony marmur i biały wapień, tworząc rzeczywiście wyjątkowe dzieło. Drzwi i obraz św. Marcina z Tours są XIX-wieczne.

Ale jeden z tych romańskich kościołów jest na tyle wyjątkowy, że pokażę go Wam osobno.

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz