poniedziałek, 27 lutego 2017

Karcsa, czyli dwa w jednym

Czytelnicy mogli się do tej pory nie zorientować, że jestem miłośnikiem architektury romańskiej. Oczywiście, mnie się w zasadzie podoba wszystko, co stare, ale romanizm ma dla mnie urok szczególny. Jadąc na Węgry zaznaczyłem sobie na mapie kilka wybranych zabytków, wędrując następnie do nich pociągiem, autobusem, autostopem lub pieszo.


Co ciekawe, w powszechnym użyciu na Węgrzech jest określenie "Árpád-kor" - "epoka Arpadów", zastępujące słowo "romański". Pierwsza dynastia węgierska, wywodząca się od księcia Arpada (będzie o nim jeszcze mowa) panowała do 1301 roku. Trzysta lat od Św. Stefana do Andrzeja III zamyka w sobie całość architektury romańskiej, której wbrew internetowym poglądom jest nad Cisą i Dunajem sporo.


Karcsa leży na wschód od Sárospatak, nad samą granicą słowacką (tutaj). Wjeżdża się do niej po niewielkim nasypie, który pomaga samochodowi pokonać różnicę wysokości między wzniesieniem a otaczającą je równiną. Już to wskazuje na starodawność osady, położonej w obronnym miejscu. Następnego dnia wypatrzyłem Karcsę na podłodze Muzeum Wina w Tokaju:


Kościół w Karcsa składa się z dwóch części: wzniesionej z cegły rotundy oraz niewielkiej, kamiennej nawy. Rotundę ozdobiono pięknym fryzem arkadkowym. Polski odruch każe interpretować budowlę ceglaną jako młodszą, jednak tym razem jest inaczej. Wskazuje na to zamurowany portal w południowej ścianie rotundy. Zapewne służył jako wejście do samodzielnej wówczas świątyni. Być może budowaną później nawę planowano przedłużyć ku wschodowi, zastępując rotundę nowym prezbiterium. Tak się na szczęście nie stało.


Nie wiem wiele o kościele w Karcsa. Zbudowano go, jak się zdaje, w XII wieku. Od pięciuset lat korzystają z niego wyznawcy ewangelicyzmu reformowanego, czyli kalwini (to wiara ok. 12% Węgrów). O tym, że lokalna społeczność się zna, a turyści docierają tu rzadko może świadczyć fakt, że kościół był otwarty do zwiedzania bez żadnej opieki.


W środku różnica konstrukcyjna między dwiema częściami świątyni zaciera się. Pięknie rozświetlone prezbiterium w rotundzie niezwykle kontrastuje z ciemną nawą. [Dopiero później zauważyłem i dopisałem, że w prezbiterium - podobnie jak w Kiszombor - wydzielone są jakby wnęki czy apsydy. Są mniej wyraźne przez rozebranie części ścian, ale są. Wygląda na to, że w oryginalnym kształcie rotunda była bardzo podobna do tej kiszomborskiej.]


Od zachodu do kościoła prowadzi romański portal. Nie posiada tympanonu - nie wiem, czy obecnie, czy też nigdy go nie miał. Oprawa rzeźbiarska portalu wskazuje na wysokiej próby warsztat kamieniarski.


Chyba najbardziej fascynująca w sztuce romańskiej jest różnica między światami - tym, który wytworzył jej dzieła a naszym. Każdy, kto odwiedził Czerwińsk nad Wisłą pamięta zapewne tajemnicze przedstawienia wyrzeźbione na kapitelach kościelnego portalu. Osiemset lat temu żywe były jeszcze dawne wierzenia, znano zapomniane dziś legendy i mity, inaczej rozumiano Pismo - przecież w tej epoce łatwiej było zrozumieć Stary niż Nowy Testament z jego miastami, poborcami podatków, obywatelstwem...


Ponad portalem, po obu stronach znajdują się kamienne rzeźby. Wyszły chyba z pod ręki innego niż tympanon artysty. Co przedstawiają? Może to bardzo mało czytelne przedstawienia lwów, depczących grzech? W Apokalipsie czytamy: "I mówi do mnie jeden ze Starców: Przestań płakać: Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida, tak że otworzy księgę i siedem jej pieczęci"1. Również w wawelskim nagrobku króla Władysława Jagiełły głowa monarchy spoczywa na lwach. Sprawę zostawiam ze znakiem zapytania.


Z Karcsa ruszyłem do Tokaju, a stamtąd do cysterskiego Bélapátfalva.


1 - Ap 5,5, wg. Biblii Tysiąclecia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz