poniedziałek, 14 maja 2018

"Widzieliśmy bowiem tak znakomitego męża, tak potężnego księcia...". Cz. 2

Wszystko wskazuje na to, że najdawniejszy polski kronikarz przebywał w 1113 roku w węgierskim opactwie Somogyvár. Czy przybył tam z opactwa na ziemi francuskiej, ku południowi? Może jednak zawędrował na Węgry prosto z Wenecji? Wiemy tyle, że klasztor w Somogyvár ukończono i zasiedlono francuskimi mnichami w 1091 roku, a nasz Gall/Mnich z Lido około 1105 roku był w Wenecji i spisywał "Historię o translacji św. Mikołaja Wielkiego". Może rozwiązanie zagadki kryje to tajemnicze autobiograficzne "exul et peregrinus" - wygnaniec i pielgrzym?


* * *

Z potężnego królewskiego opactwa benedyktynów zostało niewiele. Zarys fundamentów bazyliki, fragmenty kamiennych rzeźb. Część eksponuje się w muzeum, część na miejscu. Tak jest z powyższą rzeźbą głowy Chrystusa, wmontowaną w odtworzony fragment arkadowego krużganku. Relikty opactwa doskonale widać na zdjęciu na Google Maps.


Jak wyglądała bazylika? Wzorów szukać trzeba we włoskiej architekturze tej epoki. Prof. Bakay wskazuje jako podobny zabytek kościół św. Chrysogona Męczennika w chorwackim Zadarze. W nawet nieco lepszej kategorii wiekowej mogę wskazać kościół Najświętszej Marii Panny i św. Donata na weneckiej Murano. Oczywiście, są różnice: na Murano nie ma na przykład apsyd zamykających nawy boczne, które na pewno były w Somogyvár. Wenecki kościół obejrzeć można na poniższym zdjęciu.


Somogyvár jest, głównie według lokalnej tradycji, miejscem pochówku św. Władysława Króla. Kłóci się to z wersją, według której monarcha spoczął w Varadzie, obecnej rumuńskiej Oradei. Próbą pogodzenia tych wersji jest hipoteza o przeniesieniu ciała na wschód po kanonizacji, dokonanej w 1192 roku. Mam niejasne wrażenie, że cytowana na poparcie tezy o pochowaniu króla w Somogyvár zapiska (ubi et eius corpus venerabile requiescit) tyczy się dostojnego ciała św. Idziego, nie Władysława. Tak jest - jeżeli nie zawodzi mnie pamięć - tłumaczona ta sprawa w nowootwartym muzeum. Zresztą, dla tej opowieści to nie ma większego znaczenia.


Zagładę królewskiego opactwa w Somogyvár przynieśli Turcy. Katastrofa mohacka 1526 roku - śmierć kwiatu węgierskiego rycerstwa wraz z królem Ludwikiem Jagiellończykiem - sprawiła, że nad pogrążonymi dodatkowo w sporze o koronę Węgrami zawisło wielkie niebezpieczeństwo. W roku 1556 armia turecka zdobyła obsadzony wojskiem klasztor-twierdzę i spaliła go. W tym samym okresie opustoszał wspominany rok temu klasztor w Lébény. Tamtą świątynię ożywią jednak i uratują jezuici; Somogyvár przestanie istnieć.


U zachodniego podnóża wysoczyzny bije źródło, u wschodniego zbudowano niedawno muzeum. Wybrałem się tam, oczywiście. Najpierw trzeba było pokonać strome zbocze wzgórza. Długie i wysokie schody zaskoczyły mnie, bo jakoś nie miałem świadomości, że wspiąłem się od pociągu aż tak wysoko. Nie muszę chyba dodawać, że byłem na całej tej drodze zupełnie sam.


Nie jestem miłośnikiem muzeów multimedialnych. Wydają mi się one ślepą uliczką muzealnictwa, podobnie jak nachalne wypełnianie filmów efektami komputerowymi okazało się być ślepą drogą kina. Uzupełnienie zabytków technologią - to co innego. Otwarte w grudniu 2015 roku muzeum to świetny przykład takiego dobrego połączenia.


Autorami pięknie wkomponowanego w teren, częściowo pogrążonego w ziemi i przykrytego ogrodem muzeum są architekci Csaba Molnár, Viktor Szentkuti i Dénes Halmai3.


Muzeum jest nie tyle izbą pamiątek po opactwie, co miejscem opowieści o całej epoce. Z pomocą rzeźb i obrazów (kopii i oryginałów), ale także hologramów można zagłębić się w epoce św. Władysława, opactwa Somogyvár i Galla Anonima. Pamiętam, jak lata temu wielkie wrażenie zrobiło na mnie muzeum prezydenckie Geralda Forda w Grand Rapids: opowieść o latach 70-tych, a nie krótkiej kadencji prezydenta.


* * *

Skąd był Gall? Jeżeli szukamy miejsca urodzenia, to nigdy się nie dowiemy. Możemy szukać odpowiedzi na dwa pytania: gdzie zdobył wykształcenie i gdzie był jego macierzysty klasztor. Nie sposób dzisiaj podważyć dowodów prof. Jasińskiego, wskazujących na wykształcenie północnowłoskie i połączenie postaci Galla Anonima i Mnicha z Lido. Więcej wątpliwości budzą wywody dotyczące związków z Dalmacją. Jednocześnie trudno rozstać się z hipotezą francuską, bez której ciężko jest wyjaśnić znajomość geografii południowej Francji, przywiązanie do postaci św. Idziego i przebywanie w klasztorze w Somogyvár. Jeżeli rzeczywiście Anonim był Francuzem, to wielki szacunek należy się XVI-wiecznemu Kromerowi, który jako pierwszy kronikarza określił Gallem.


Mamy tylko cztery pewne słupy milowe wbite w zamgloną przestrzeń życia Galla, przestrzeń między ujściem Rodanu, Balatonem a Wisłą. W Wenecji spisał w pierwszych latach XII wieku "Translację", w Tours był wcześniej, w Somogyvár lub Székesfehérvár w 1113 roku, gdzieś w Polsce - najpewniej w Krakowie - chwilę później. To niewiele, ale i tak więcej, niż wiedzieliśmy kilkadziesiąt lat temu. Ale przecież ta niewiedza i pustka pozwala jeszcze lepiej docenić odwagę wciąż nieznanego nam z imienia mnicha, który co najmniej dwa razy porzucił będące dla niego domem opactwa i ruszył w wielkie nieznane, na krawędź europejskiej Christianitas. 


* * *

Konstanty Ildefons Gałczyński pisał o mieszkającej w nieborowskim pałacu głowie nieszczęsnej królowej Teb:

Jaki wiatr, jaki los cię porywał
Europy drogami na przestrzał?
Kto cię w ręku miał, kto cię podziwiał,
najpiękniejsza z głów, słowiańsko-grecka?

Kto cię woził w karecie przez zaspy?
Kto morzami ciągał na dnie kufra?
Jaki biskup urwał „Pater noster”,
by zapatrzeć się w ciebie jak w obraz?

Świadkiem byłaś, głowo, jakim zbrodniom?
W jakich krajach, państwach, w której stronie?
Jaki łotr w nos ci błyskał pochodnią,
w nos twój piękny jak słoneczny promień?

Gdzie ty byłaś? Gdzie? Jaką ulicą…
niósł cię złodziej… i mało nie skruszył?
(...)5

Autor "Kroniki polskiej" zasługuje na podobny poemat.


4 - te i inne informacje o budowie (po węgiersku) pod adresem: http://epiteszforum.hu/szent-laszlo-nyomaban-somogyvar-uj-latogatokozpontja
5 - Gałczyński Konstanty Ildefons, "Niobe: z drzeworytami Jacka Żuławskiego", Warszawa 1970, ss. XI-XII

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz