środa, 20 listopada 2019

Wschody słońca, cz. 35. Jakobskogel

Na wstępie spieszę z erratą do zaproszenia na moją jutrzejszą prezentację w Stołecznym Klubie Tatrzańskim. Moja prelekcja nt. "Podniesionej kurtyny" odbędzie się o 17:00, nie o 17:30. Przepraszam za zmianę i związane z nią kłopoty!

* * *

Po spacerze kolejowym wróćmy do wspomnień z alpejskiego lata. Trzynastego sierpnia w gęstej, zimnej mgle przeszliśmy krótką, nieco ponad dwugodzinną trasą ze schroniska Habsburghaus do położonego na zboczu Jakobskogela schroniska Ottohaus. Pogoda była okropna, zrezygnowaliśmy więc z wchodzenia na sięgający kilka kroków nad granicę dwóch tysięcy metrów Heukuppe. Szkoda, bo w ten sposób nie przekroczyłem w czasie swojej wycieczki tej dość symbolicznej poziomicy. Ale jak wiadomo, co się odwlecze, to itd.


O Jakobskogelu pisałem z drogi w dwóch wpisach. W pierwszym [tutaj] była mowa głównie o położonym na szczycie krzyżu wolności, pamiątce po wyjściu wojsk okupacyjnych z Austrii w 1955 roku. W drugim, opublikowanym dzień później [tutaj] pokazałem jedno zdjęcie z Jakobskogelowego wschodu słońca. Teraz zapraszam tradycyjnie do nieco większej galerii: powyżej poranny widok na Ottohaus, czyli Schronisko Arcyksięcia Ottona z potężnym Klosterwappenem w tle.


Jak pisałem wcześniej, moja trasa biegła trochę po krawędzi Alp. Na tyle w głębi łańcucha, by widzieć potężne szczyty i na niektóre z nich wejść, ale na tyle blisko Wiednia, by prawie codziennie móc dostrzec też niemal zupełnie płaskie kotliny na wschód od tego krańca Alp. Tu pierwszy blask słońca oświetla Kotlinę Wiedeńską (Wiener Becken), rozciągającą się od Wiener Neustadt aż gdzieś po okolice morawskich Mikulczyc [tu parę wielkomorawskich słów o tym miejscu] Hodonina [a tu parę kolejowych słów o tym mieście].


Słońce nieśmiało wychylało się zza górujących nad Wiedniem masywów. Nie przypadkiem Wiedeńczycy nazywają te kilka pasm "Wiener Hausberge", "górami domowymi". Na większość z nich można wybrać się bez trudu na jednodniową wycieczkę. Trochę zazdroszczę.


Wiem, że pokazuję go kolejny raz, ale nie mogę się powstrzymać. Wschód pięknie wydobył z ciemności ostrą sylwetkę masywu Schneebergu, lepiej znanego pod nazwą swojego najwyższego wierzchołka: Klosterwappen. To pierwszy licząc od Wiednia dwutysięcznik Alp. Co ciekawe, od innych stron jego kształt nie jest już tak charakterny.


W oddali, za kolejnymi malejącymi grzbietami dało się dostrzec lśniącą powierzchnię jeziora Nezyderskiego. Neusiedler See to przyrodnicze kuriozum: bardzo płytkie, zarośnięte trzcinami jezioro jest bezodpływowe. To znaczy, że nie łączy się z żadnym morzem. 


Z Ottohausu szlaki rozbiegają się prawie we wszystkie strony. W stronę Semmering zejść można choćby taką piękną, choć chwilami stromą ścieżką. Ponoć pokonywał ją wiele razy Freud. 


I wreszcie spojrzenie na masywy Raxu. Piękną (wróciłoby się tam teraz...!) dolinę Großaubachu z prawej strony zamykają strome ściany Preiner Wand, przecięte jaskiniami i wymagającymi już wspinaczkowych umiejętności szlakami. W głębi perspektywę dopełnia masyw Heukuppe.

Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz