środa, 21 listopada 2018

Wschody słońca: cz. 28, Pilsko. Cz. 1

Mniej więcej w połowie zeszłego tygodnia zorientowałem się, że mam wolny weekend. Okazji do wyraju nie można było zmarnować. Podczas gdy tak myślałem o weekendzie, spotkała mnie ta przygoda, że siedziałem przy stole na Hali Miziowej i piłem jeden kufel piwa za drugim. Proszę Czytelników o wybaczenie tego nawiązania do Szwejka i zapraszam do obejrzenia wschodu słońca z Pilska.


W ostatnich miesiącach temat wschodów słońca opanowała Babia Góra. Tylko w tym roku pokazywałem wschody widziane stamtąd w lutym, maju i wrześniu. Dawno za to nie byłem na Pilsku, drugim co do wysokości szczycie beskidzkim. Jego masywną, wysoką na 1557 metrów sylwetkę widać było m.in. w styczniu 2017 roku z Bendoszki. Tymczasem jako się rzekło dotarłem na Halę Miziową. W sobotę pogoda była znakomita; z Pilska jak na dłoni widać było ośnieżone szczyty Tatr. Również wieczorem pięknie rozgwieżdżone niebo nad schroniskiem zapowiadało wspaniałe poranne widowisko.


Widok na Babią Górę z Hali Miziowej jest piękny o każdej porze dnia; pamiętam dobrze wrażenie, jakie ten właśnie obraz wywarł na mnie sierpniowej nocy 2016 roku, kiedy nocowałem pod schroniskiem w namiocie. Tak z kolei było zaraz po szóstej w ostatnią niedzielę.


Wschód słońca na Pilsku to alternatywa dla tych, dla których droga z Markowych Szczawin na szczyt Babiej jest zbyt długa i zbyt wczesna. Tu schronisko leży wyżej, a szczyt jest niższy. Widok - na razie wciąż jeszcze tylko na Babią Górę - zachwycający.


I wspaniale rozległy. Zaraz za sylwetką Babiej Góry, w odległości 70 kilometrów wyrasta Mogielica, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Po prawej stronie wyłania się gniazdo cichych Gorców; wyróżniający się szczyt to Kudłoń. Co ciekawe, nie jest tak widoczny król gorczański, Turbacz, spod którego wschód słońca oglądałem prawie rok temu.


Najchętniej jednak wzrok podąża zawsze ku cichym Tatrom.


Jak na dłoni widoczne było całe pasło od skrytych jeszcze w cieniu Tatr Zachodnich po rozpalające się światłem wschodu olbrzymy Tatr Wysokich.


To też był wschód bez wschodu - ale zupełnie inny od tego budapesztańskiego czy lwowskiego. Kilka minut przed siódmą słońce wzeszło już nad miastami Spisza, zarysowując granie Tatr z całą ich ostrością i dramatyzmem. Przez chwilę dysk słońca był jeszcze nisko, a najwyższe szczyty rzucały smugi cienia na chmury, tworząc jedyne w swoim rodzaju odwrotne widmo Brockenu.


Z każdą sekundą widowisko rozwijało się i zmieniało, jakby na wyciągnięcie ręki. A to ponad 70 kilometrów...


Jak potopu świata fale 
zamrożone w swoim biegu,
stoją nagie Tatry w śniegu,
by graniczny słup zuchwale!
Biodra Tatrów las osłania,
ponad nimi stoi chmura,
a po halach wiatr przegania
uronione orle pióra.
Świat to chłodny – a Łomnica
świeci polskiej ziemi do dnia,
nad Tatrami jak pochodnia,
a na pełni jak gromnica...
(Wincenty Pol, "Pieśń o ziemi naszej")

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz