piątek, 9 listopada 2018

Lwowa parę nocnych widoków

Tydzień temu wróciłem ze Lwowa. To piękne i do tego bardzo sympatyczne miasto. Jak można się domyślić z tej czy innej mojej wypowiedzi, kresowiackie wzruszenia są mi raczej obce. Lubię jeździć do sąsiednich krajów: na Słowację, Litwę czy Ukrainę, chodzić tu i tam, poznawać punkt widzenia na historię bliskich nam narodów - czy słowiańskich, czy bałtyckich, jeść i pić lokalne specjały. Zebrałem z tych kilku lwowskich dni małą galerię obrazków wieczornych i nocnych. Nie będzie tu nic nowatorskiego: głównie widoki na miłe artystycznie lwowskie sztampy.


Południowo-zachodni narożnik staromiejskiego Rynku. Widoczna świątynia to oczywiście Katedra Łacińska, czyli bazylika archikatedralna pw. Wniebowzięcia NMP. Prawdę mówiąc, jej wnętrze mocno mnie zawiodło, choć przy okazji pokażę stamtąd kolejną małą galerię - rzecz jasna Ojców Kościoła z ołtarza głównego. Podświetlona kamienica z prawej strony to dom Szolc-Wolfowiczów. Widoczne w lewym dolnym rogu sztandary to odbywająca się z okazji rocznicy powstania Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej manifestacja nacjonalistów. Choć zarzut nacjonalizmu pojawia się pod adresem Ukraińców bardzo często, warto pamiętać, że ichni radykałowie nie świadczą o całym narodzie - tak jak nasz ONR czy kult wszystkich jak leci "żołnierzy wyklętych" nie świadczy o wszystkich Polakach.


Widok na katedrę od innej, południowo-zachodniej strony. Na pierwszym planie pomnik Adama Mickiewicza na końcu Alej Wolności (Prospektu Swobody). To swoją drogą ciekawe, że najpiękniejsze i najsłynniejsze pomniki wieszcz ma w miejscach, w których nigdy nie był: we Lwowie, Krakowie czy Warszawie. Nie było go również oczywiście nigdy w Tatrach, choć ma tam wodospad. Ja w ogóle myślę o Mickiewiczu dość ironicznie, szczególnie o jego bohaterskim sposobie na spędzenie powstania listopadowego


Prospekt Swobody w całej nocnej okazałości, z gmachem Teatru Wielkiego w oddali.


Teatr Wielki to duma Lwowa i symbol jego galicyjskiej świetności. Oczywiście, autonomia Galicji służyła głównie Polakom, a Austriacy cieszyli się, że polska arystokracja wyręcza Wiedeń w tępieniu ukraińskich aspiracji. Jednak Lwów nie zapomniał, że był stolicą habsburskiego Królestwa Galicji i Lodomerii i dba, jak widać, o najwspanialszą pamiątkę tamtej przeminionej belle époque.


Zbliżenie. Teatr Wielki, posadzony nad ukrytym pod ziemią korytem rzeki Pełtwi to dzieło m.in. Antoniego Popiela i Tadeusza Barącza. Gmach ukończono w 1900 roku, trudno się więc dziwić, że może ilustrować tezę mojego kolegi o podobieństwie wszystkich rozbudowujących się w tedy miast c. k. monarchii. Ale nawet jeżeli w tej złośliwości jest prawda, to w tym konkretnym wypadku to podobieństwo znakomitej klasy.


Piękny kawałek we wschodniej części Starego Miasta: kopuła potężnego kościoła podominikańskiego, wczesnobarokowy gmach Arsenału Królewskiego (ten szczyt!) i pomnik Iwana Fiodorowicza, jednego z pionierów wschodniosłowiańskiego drukarstwa.


Przez kościołem podominikańskim.


I jeszcze jedno spojrzenie na tę wspaniałą, XVIII-wieczną świątynię, tym razem z kolejną postacią: Nikiforem Krynickim. To ukraiński malarz ze Lwowa, Roman Turyn odkrył i docenił talent żyjącego w nędzy artysty z Krynicy. W ramach wystawy lwowskich artystów dzieła Nikifora były po raz pierwszy wystawiane.


Co ciekawe, pomnik założyciela miasta - koronowanego w Drohiczynie króla Daniela Halickiego - nie jest podświetlony.


Fosę zabytkowego Arsenału wypełnia popularna restauracja. W kolejne dni widziałem długą kolejkę czekającą przed wejściem. Z prawej strony dostrzec można wieżę nadajnika na Wysokim Zamku.


Na koniec zostawiłem najpiękniejszą fasadę Lwowa: kościół bernardynów. W starym przewodniku Wasylewskiego czytamy: "Starzy Lwowianie byli słusznie dumni z tej świątyni, a jeden z nich zapewniał, że może ona iść o lepsze z wszystkiemi kościołami świata, za wyjątkiem bazyliki Piotrowej w Rzymie! Trzeźwiejszy król Zygmunt III wytknął dwa błędy w budowie, raz, że część absydalna nie odpowiada wyniosłemu korpusowi całości, powtóre, fasada główna, zwrócona ku miastu wybiega niesymetrycznie w zbyt ostry szczyt"1. Ja się z tą opinią króla Zygmunta - jak z wieloma innymi - nie zgadzam. Fasada jest zachwycająca i fascynująca, podobnie jak fascynujący był cały ten okres w dziejach Polski, Litwy i Rusi. Czas, gdy dopiero rozkwitły renesans z godnością ustępował miejsca w fasadach i stiukach wpływom baroku, gdy żywa była jeszcze polska Reformacja i szlachecka tolerancja, gdy sejm dobrze jeszcze pracował, a w drukarniach między Wisłą a Dnieprem drukowano mądre książki. Tego pamiątką jest tak lwowski kościół bernardynów, jak łowicka Kolegiata Prymasowska czy Kalwaria Zebrzydowska.


1 - Wasylewski Stanisław, "Lwów", Poznań 1931, s. 59

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz